sobota, 9 grudnia 2017

WSPOMNIENIA z FRANCJI 2011r



 
                                            Pałac ostatnich Ludwików francuskich



             Z WIZYTĄ U „KRÓLA - SŁOŃCE”


              Ujrzałam pałac w Wersalu, rezydencję ostatnich Ludwików francuskiego ancien regime’u, jeden z największych kompleksów pałacowo – parkowych na świecie, przez sto lat z górą ośrodek władzy. 
Jeszcze w XVI w. wokół miasteczka Wersal rozpościerały się głębokie lasy, miejscami podmokłe, pełne zwierzyny, będące wspaniałymi terenami łowieckimi. 
To tu realizowali swoje pasje myśliwskie królowie Francji, a młody Ludwik XIII z początkiem XVII w. wzniósł pierwszy, niewielki zamek myśliwski. 
Jego syn i następca, Ludwik XIV, modyfikował zameczek zanim powziął decyzję o jego przebudowie, a właściwie rozbudowie.
                                              
                                        Emblemat Ludwika XIV - Króla - Słońce

Według „królewskich snów” o potędze, wizji i wymagań miał to być „Pałac Słońca”, zaś on, Ludwik XIV panujący stąd nad Francją, miał stać się „Królem – Słońce”.
„Francja to ja!”- zwykł mawiać władca.
Nowopowstała rezydencja (oficjalnie już od 1682r) przyćmiła wielkością i przepychem wszystko, co do tamtych lat stworzono w europejskim kręgu kulturowym; stała się symbolem i wzorem absolutyzmu panującego na Starym Kontynencie.
           
                                     Pałac w Wersalu; kolejki do kas biletowych
                            
                                                    Pałacowa kaplica


Pałac w Wersalu to najwspanialsza budowla klasycznego baroku. Rozmiary jego są wprost imponujące: np. jego elewacja ogrodowa ma 640m długości; jej środek stanowi słynna Galeria Zwierciadlana o wymiarach 74m x 10m i 13m wysokości. 
To jest „korpus główny”, a do niego przylegają dwa wydłużone skrzydła boczne.
Z czasem siedziba ogromnego, bo liczącego ok. 10 000 osób dworu Ludwika XIV powiększała się o dalsze budynki, galerie i kolumnady, tarasy, oranżerię i salę teatralną.
                          
                                       Pałac od strony ogrodów królewskich

Na przełomie XVII i XVIII w. wzniesiono trójnawową kaplicę pałacową, piękny przykład francuskiego baroku. Pałac posiada dwie kondygnacje, zdobią go kolumny, pilastry, łuki i wysokie okna. Całość zwieńczono balustradową attyką, w której znalazły się mieszkania dworzan.
                           
                                                       Attyka pałacu


Król, królowa i książęta zamieszkiwali środek i skrzydła pałacu. Wraz z licznymi turystami po marmurowych stopniach, powoli, zmierzałam do Wielkiej Sali Straży, gdzie podziwiałam „Posiedzenie Stanów Generalnych”- obraz z XV w, oraz malowidła z okresu napoleońskiego pędzla J.L.Davida, nadwornego malarza cesarza Francuzów.
                         
                             Obraz pt "Posiedzenie Stanów Generalnych"; XVw.

Zapamiętałam „Koronację Napoleona” tegoż twórcy z paru względów; obraz ten powstał na zamówienie Bonapartego i miał uwiecznić ceremonię jego koronacji, która odbyła się w katedrze Notre – Dame, w obecności papieża przybyłego na tę okoliczność do stolicy Francji(!) z Rzymu. Sam David był jej świadkiem i tworzył szkice do przyszłego obrazu.
Niezwykłe wydarzenie (nie w starej katedrze koronacyjnej władców Francji począwszy od Chlodwiga w Reims, a w Paryżu) uwiecznił w ten sposób, że przedstawił koronację klęczącej cesarzowej Józefiny dokonaną przez Napoleona – już w koronie na głowie; tym samym „obszedł” fakt rzeczywistego „samoukoronowania się” na cesarza Francuzów w asystencji papieża, a obraz pokazujący tę ceremonię jest uważany za dokument historyczny. 
                            
                                               Herb króla Ludwika XIV

Następnie udałam się do salonów Wielkich Apartamentów króla (jego „mieszkania”), pełnych stylowych sprzętów, dzieł sztuki w postaci rzeźb – w tym wspaniałego popiersia samego Ludwika XIV, tapiserii na ścianach, niesamowitych żyrandoli, by wreszcie zachwycić się jego salą tronową, balową - najświetniejszym pomieszczeniem pałacowym – Galerią Zwierciadlaną.
                            
                                                Galeria Zwierciadlana

Jej sklepienie zdobią malowidła przedstawiające zwycięstwa francuskiego oręża. Wielkie okna Galerii wychodzą na ogrody i park doświetlając ją, a po przeciwnej stronie sali jest tyle luster i nisz z posągami mitycznych postaci, ile jest okien. 
                          
                                                       Sufit Galerii
                                      
                                                              Kandelabry
                                       
                                                       Lustra i świeczniki
                 
                                       Tłum turystów w Galerii Zwierciadlanej

Podziw wzbudzają fantastyczne, kryształowe żyrandole i kandelabry, a po wspaniałych posadzkach „sunie” tłum turystów, błyskają flesze aparatów fotograficznych, bo każdy chce uwiecznić jakiś detal, czasem i siebie w tej niezwykłej, lśniącej przestrzeni. Tu przyjmowano ważnych przedstawicieli różnych krajów, tu przedstawiano rodzime znakomitości i wielkie damy, spośród których niejedna „awansowała” potem na „maitresse – en – titre”(„urzędującą” metresę), niejednokrotnie poważnie wpływającą na losy kraju; wystarczy wspomnieć słynną panią Pompadour. 
                                   
                                               Wielkie Apartamenty; komnata
                                       
                                           Kryształowy świecznik w komnacie
                                       
                            Król Ludwik XIV w komnacie Wielkich Apartamentów

Apartamenty Królowej, Małe Apartamenty, to obecnie oglądane głównie salony królowej Marii Leszczyńskiej, małżonki Ludwika XV, Bien – Aime’(Ukochanego). 
Oglądałam sypialnię królowej, a w niej łoże z baldachimem, na którym publicznie, 
a więc w obecności dworu, przy otwartych oknach królowe Francji rodziły delfinów…naród musiał widzieć i wiedzieć, że narodził się Następca Tronu.
                            
                                                 Apartament królowej Francji
                                                 Marii Leszczyńskiej
                        
                                                    Łoże w sypialni królowej


Ściany pokrywały tapiserie, zaś miękkie sofy, fotele i karła, stół i małe stoliki do różnych gier, stylowa sekretera i lustra królowej – oto pełne przepychu wyposażenie tych komnat.
                    
                                                       Sekretera królowej
                     
                                                                   Sofa


Pałac wersalski zawsze kojarzy się nam z władzą, sztuką, nieprawdopodobnym, bajecznym przepychem, tłumem strojnych dworzan, dam lśniących klejnotami, szeleszczących jedwabiem wspaniałych sukien, szali i wachlarzy z piór, w upudrowanych perukach; lecz ten pałac jak z baśni pana Perrault, ten pałac…śmierdział, cuchnął, gdyż nie było „toalet”, nie przewidziano w nim łazienek…Każdy z dworzan ”posiadał tylko perfumy, by zabić smród niemytych ciał”; „Nie jestem może wolna od wad, jakie mi przypisujesz, Sire, ale przynajmniej jak Wasza Królewska Mość nie cuchnę”- oto słowa przypisywane pani de Montespan, słynnej metresie Ludwika XIV pod koniec jej „panowania nad Królem – Słońce”.
Naturalne potrzeby załatwiano po kątach, pod schodami, w różnych zakamarkach korytarzy i klatek schodowych pałacu. Damy chowały psy, koty, ptaki, o innych zwierzętach hodowanych nie wspomnę. Gdy zaduch stawał się trudny do zniesienia, dwór przenosił się do innego pałacu, by armia służących mogła przywrócić porządek we wnętrzach. Następca „Króla – Słońce”, Ludwik XV, nie posiadał środków pieniężnych, by kontynuować rozbudowę rozpoczętą przez pradziadka; wybudował Operę Królewską i Petit Trianon dla markizy Pompadour. Ostatni z Ludwików ancien regime’u, Ludwik XVI nie dołożył niczego, by uświetnić rezydencję wersalską. 
                              
                                         Jedna z pałacowych klatek schodowych


Piękną klatką schodową wyszłam na zewnątrz oszołomiona, przytłoczona ilością złoceń, drogocennych sprzętów, tapiserii, kryształów, marmurów, tego całego przepychu tak niemądrego, niepotrzebnego – z punktu widzenia mojego, osoby z XXIw. Z dala od równie męczącego tłumu turystów, gdzie jeden nad głową drugiego, przepychając się, fotografował, w ciasnocie, w upale i duchocie i dla relaksu spacerowałam po dziedzińcach Ministrów, Królewskim, dłużej zatrzymałam się na Dziedzińcu Marmurowym.

                                         Wspaniała siedziba "króla - Słońce"
 
Wokół wznosiły się zabudowania zameczku myśliwskiego Ludwika XIII z białego kamienia i czerwonej cegły. Jego elewacje zdobią detale misternie wykonane i złocone oraz rzeźby… Aż nadszedł czas Wielkiej Rewolucji Francuskiej...
Pałac w Wersalu odarto z tapiserii, splądrowano, ograbiono ze sprzętów i dzieł sztuki; część ich, przeniesiona do Louvre’u została uratowana; wspaniały do niedawna pałac opustoszał, lecz ocalał. Dzięki Napoleonowi odzyskano część utraconych bogactw odkupując je z rąk prywatnych na licytacjach.
Restauracja Burbonów i Monarchia Lipcowa Ludwika Filipa, króla – obywatela, w części wnętrz utworzyła Muzeum Historii Francji, pozostałe sale przeznaczyła na cele reprezentacyjne.
W murach Wersalu, w Galerii Zwierciadlanej w 1871r ogłoszono powstanie Cesarstwa Niemieckiego po klęsce Francji w wojnie z Prusami (bitwa pod Sedanem w 1870r).
Tu też, w 1919r podpisano Traktat Wersalski kończący krwawą I wojnę światową - w ten sposób XX wiek zakończył polityczną karierę tego świetnego pałacu. 
Jego niezwykłe dzieje i architektura przyciągają rokrocznie miliony turystów rozmiłowanych w historii, kulturze, sztuce – w pięknie i czekają tam, gdzie niegdyś odbywały się rewie, na wejście do wnętrz, gdzie tą historię tworzono, a dzieła sztuki służyły na co dzień wybranym. Następnie były fantazje ogrodów Króla – Słońce.
                
                            Korona Burbonów na bramie do pałacu królewskiego
                            w Wersalu


Wreszcie z bajki czasów Rokoka przez bramę zwieńczoną emblematami Twórcy pałacu wersalskiego, Ludwika XIV – koroną, znakiem Słońca i herbowymi liliami Burbonów, odnowionymi i powleczonymi złotem, by wyglądały tak, jak niegdyś, w czasach świetności przeszłam w prozę XXI w, czyli – w realia, wsiadając do autokaru, by kontynuować podróż po „słodkiej” Francji.
                                          
                                         Eksponat z wystawy tronów w pałacu
                                       werdalskim


                                                                                              Ewa Utracka


Ancien regime – fr. stary ład, porządek, dawny ustrój polityczny sprzed Wielkiej Rewolucji Francuskiej
Le Bien – Aime’ – Ukochany (o królu Ludwiku XV)
Maitresse – en – titre – „urzędująca” metresa, oficjalna kochanka króla


fot. Ewa Utracka


piątek, 10 listopada 2017

MARAMURESZ - PN RUMUNIA; WSPOMNIENIA




                                   Wyciągiem z Borsa - w Góry Rodniańskie!


           W CISZY ALP RODNIAŃSKICH…


                     „W góry! W góry, miły bracie! Tam swoboda czeka na Cię…!”
takimi słowami wzywał do górskich wędrówek poeta – romantyk, przyrodnik i geograf, Wincenty Pol, półtora wieku temu. 
Był on badaczem i prekursorem turystyki polskiej w Karpatach, także w tej ich części, która dziś znajduje się w granicach Rumunii.
W ubiegłym stuleciu po Górach Rodniańskich ( zwanych też Alpami Rodniańskimi ) – paśmie karpackim w regionie Maramuresz, w północnej Rumunii, chodzili
prof. M.Orłowicz i dr H. Zapałowicz (urodzony w Lubljanie). Z wędrówek górskimi bezdrożami pozostawili wspomnienia wraz z opisami wspaniałej, dziewiczej przyrody i wrażeń, jakich wtedy doznawali.
Dziś niewielu turystów decyduje się na wędrówkę z mapą i kompasem, z namiotem, śpiworem i konserwami. Zwykle poszukują oni miejsc na biwak w pobliżu potoków, jezior i miejsc, gdzie są koszary czyli zabudowania pasterskie dla koni, bydła i owiec.
Należy pamiętać, że tutejsze źródła wody służą nie tylko ludziom i zwierzętom hodowlanym, lecz przede wszystkim to wodopoje dla dzikiej zwierzyny, naturalnych „mieszkańców i gospodarzy” gór. Karpacki„miś” to nie miła przytulanka! A co będzie, jeśli do przebywającego o świcie w kosówce turysty zbliży się ten "gospodarz" gór i zachowa się nieuprzejmie nie podając "Gazetki" czyli niegościnnie?  
Do dnia dzisiejszego sieć schronisk górskich praktycznie tu nie istnieje, a ze znakowaniem szlaków turystycznych też nie jest najlepiej.
W mojej podróży po Rumunii jeden dzień spędziłam w świętym (!) spokoju, w rześkim, wonnym, krystalicznie czystym powietrzu, tam, gdzie jeszcze „woda czysta i trawa zielona” czyli w Górach Rodniańskich.
Rankiem, przy pogodzie obiecującej świetną widoczność – a więc wspaniałe wrażenia wizualne, wykorzystując wyciąg krzesełkowy przy Kompleksie Narciarsko – Turystycznym w Borsa, wraz z grupą turystów znalazłam się w Parku Narodowym Gór Rodniańskich z zamiarem wyjścia na przełęcz Gargalau, a spragnieni bajkowych panoram będą mogli pofatygować się na Vf Gargalau – 2159m npm. ( Vf – Varful – góra, szczyt).
   
                                                Piękne Góry Rodniańskie
   
                                                     Poranek w górach
   
                                                         Połoniny i góry
   
                               Skały mezozoicznej otuliny Gór Rodniańskich

Otoczona fantastycznymi widokami szłam rozglądając się, przez połoniny, które wydały mi się doskonałym terenem dla narciarstwa relaksowego.
Nie spiesząc się zbytnio wędrowałam coraz wyżej i wyżej, w stronę długich grzbietów o trawiastych stokach z kępami kosodrzewiny, skalistych szczytów, przełęczy i kotłów wymarzonych do uprawiania turystyki narciarskiej i pieszej.
Na połoninach i położonych powyżej halach kwitnie pasterstwo, zgodnie z wielowiekową tradycją; w naszych górach zanikło ono w połowie lat 60-tych ubiegłego stulecia.
   
                                           Koszar w kotle polodowcowym

W dali widziałam pasące się stada koni i krów – słychać było dzwonki zawieszone na ich szyjach.
   
                                             Zabudowania pasterskie
   
                                                               Konie
   
                                                            Wypas bydła

Owce pilnowane przez groźne psy, dozorowane przez pasterzy pasły się na halach.
Minęłam zabudowania pasterskie, prawdziwe „rancho”- w niewielkiej dolinie.
Wyobrażałam sobie, jak tu musi być baśniowo na wiosnę, tak - krokusowo!


                                               Zabudowania pasterskie i drogi

I oto – szok! Zaniemówiłam, zamarłam z aparatem fotograficznym w ręce i… gapiłam się!
Górską drogą biegnącą przez połoniny w stronę „rancha” jechał terenowy samochód dostawczy! Tak zwyczajnie sobie jechał jak po miejskim bruku czy asfalcie, do sklepu, hipermarketu czy hurtowni, profanując tym samym świątynię górskiej ciszy, na wysokości ponad 1400m npm!
Zaskoczenie i – żal, że oto znalazłam jeszcze nieskażone dzisiejszą, zwariowaną cywilizacją miejsca, a ona jednak mnie dopadła, czyli może dopaść mnie wszędzie!
Szłam dalej. Kilka osób z grupy zdecydowało się na zejście żlebem do wodospadu zwanego Końską Kaskadą. 

                                                 Widok na odległą Borsę

Znad tego żlebu roztaczał się wspaniały widok na odległą Borsę – takie marmaroskie Zakopane, leżącą w głębokiej dolinie u stóp Karpat Marmaroskich z jednej strony, zaś z drugiej – u podnóża Gór Rodniańskich. Rozglądając się i nie spiesząc się wędrowałam dalej. Po kilku chwilach znalazłam się w pobliżu niewielkiej kotliny ze stawem na dnie, a wśród kosówki zaczynało się podejście na przełęcz Gargalau.
   
                                                  Skała z "czupryną"
                                  
Kto miał ochotę odpocząć i zażyć spokoju i słońca pozostał nad polodowcowym stawem – Lacul Izvoare Bistritei, „drzemiącym” w uroczej kotlinie, z którego wypływała rzeka Bystrzyca. Woda,  czasem szarozielona, czasem błękitna jak niebo, rozświetlona blaskiem słońca, marszcząca się lekko - była taka cicha!
   
                                  Błękitny staw - Lacul Izvoare Bistritei
   
                        Kocioł Gargalau, moreny i staw - rzeźba polodowcowa

Potężny kocioł Gargalau, wzgórza morenowe porośnięte kosodrzewiną i  trawą, którą skubały owce i piękny staw pozostawiły niezapomniane wrażenie - poczułam się zaledwie maleńkim "elementem"niesamowitej, a jednak rzeczywistej "całości"- dzieła Natury.
   
        Potężny, fantastycznie "wyrzeźbiony" przez procesy erozyjne kocioł Gargalau
   
                                                     Staw polodowcowy

Wśród kosówki ponad wyschniętym, kamienistym łożyskiem potoku wiły się ścieżki, wyprowadzające na przełęcz; wybrałam jedną z nich. 
   
                                                       Staw pod przełęczą
   
                                                    W pełnym słońcu
   
                                                  Przełęcz Gargalau

Z przełęczy, po krótkim odpoczynku amatorzy górskich panoram, poszli dalej i wyżej – na szczyt Gargalau podziwiać stamtąd widoki i pospacerować jego grzbietem. Trochę wysiłku i było warto, gdyż nie mają one sobie równych!
   
                   W bocznej grani dominuje Vf Pietrosul - widziany z Gargalau 

W bocznej grani dominował Vf Pietrosul - najwyższy szczyt Gór Rodniańskich, o stromych, skalisto - trawiastych stokach. 
Przed oczami miałam grzbiety górskie, kotły polodowcowe i wzgórza morenowe; złociły się połoniny, a odległe, lesiste Góry Marmaroskie zamykały horyzont od północy…
   
                              Wspaniałe Góry Rodniańskie

Oto kraina ciszy, skłaniająca do rozmyślań dalekich od realiów, ale właśnie tu i teraz mogłam sobie na to pozwolić...
Kilkanaście kilometrów dalej na pn-wsch idąc grzbietem od miejsca, gdzie usiadłam, by zachłysnąć się pięknem otoczenia, czyli chwilę odpocząć, była przełęcz Prislop, dalej, w dół - Bukowina - i... dopadła mnie nasza historia, niezbyt zresztą odległa w czasie, bo cóż to jest sto lat!
Przełęcz Prislop oddziela Karpaty Marmaroskie od Alp Rodniańskich, dolinę rzeki Izy od doliny Złotej Bystrzycy. Poniżej przełęczy, w dolinie Złotej Bystrzycy rozłożyła się wieś o dziwacznej nazwie Kirlibaba. Ta nazwa pojawiała się dawno temu we wspomnieniach krewnych i przyjaciół moich rodziców podczas świąt, uroczystości i spotkań rodzinnych. Z dzieciństwa zachowałam opowiadania dziadka i starszych osób z czasów Wielkiej Wojny, toczącej się także na Bałkanach.
I nieraz śpiewano ( staram się przedstawić te słowa fonetycznie): – W dzień dyszczowy i ponury, z Cytadeli idu Góry. Szyrygami lwoski dzieci idu tułać si pu świeci…" czyli Marsz Lwowskich Dzieci i inne pieśni, piosenki i "dumki", czasem perlące się szczerym, lwowskim humorem, akcentem i wymową czyli „spiwanijem”, czasem rzewne i trochę smutne, lecz nasze, polskie – tak zapisały się w mojej, wówczas dziecinnej pamięci pozostając do dziś…

Zima 1914/1915 była ciężka – mrozy dochodziły do 30st C, a pokrywa śnieżna sięgała w tych okolicach nawet 2m. Na pogranicze węgiersko – rumuńskie dotarły oddziały rosyjskie. Trzeba było je odeprzeć, by „naszym” czyli sprzymierzonym wojskom niemieckim i austriackim - służyli w nich także Polacy - otworzyć drogę na Bukowinę i do Galicji. Pamiętajmy, że u boku armii austro – węgierskiej walczyły Legiony Polskie, tworzone wówczas przez Józefa Piłsudskiego.
Dowództwo „sprzymierzonych” zwróciło się do dowództwa II Brygady Legionów przebywających w rejonie Maramuresz na wypoczynku o wsparcie.
I oto „żelaźni chłopcy” z 2-go Pułku Piechoty tejże brygady z towarzyszącą im artylerią i kawalerią przyjechali pociągiem z Syghetu Marmaroskiego do Borsy, skąd zmagając się ze śniegiem i mrozem w górach, nocą przeszli przez przełęcz Prislop, po czym rano, 18stycznia 1915r zaczęli schodzić w dolinę rzeki Złota Bystrzyca.
Zawrzała bitwa, jedna z najważniejszych dla naszej części Europy, która przeszła do historii jako bitwa pod Kirlibabą. Oddziałami Legionów Polskich dowodził generał Zygmunt Zieliński, dowództwo wojsk rosyjskich spoczywało w rękach Polaka, rosyjskiego pułkownika, Lucjana Żeligowskiego. Pułkownik Żeligowski był jednym z późniejszych dowódców wojskowych odradzającej się II RP, w wojnie z Rosją bolszewicką w latach 1919 – 1920.
Bitwa – zażarta, toczona w trudnym, górskim terenie, wśród śniegów i mrozu, zakończyła się 22 stycznia 1915r zwycięstwem polskich oddziałów, okupionym ofiarą życia 12 – tu legionistów spoczywających we wspólnej mogile w pobliżu wiejskiego kościoła katolickiego w Kirlibaba. Ich męstwo sławi tablica, a pamięć czci miejscowa ludność i przejeżdżający tędy turyści z Polski, często z Krakowa, z okolic którego pochodził generał Zieliński. Nazwiska poległych „legunów” z historii przeszły do legendy…
Błyskawice ich szabel
Były jutrzenką wolności
Widziały ich śnieżne szczyty Karpat
I lasy bukowińskie ich widziały…

Wstałam z ciepłej, suchej trawy i schodząc otrząsnęłam się z zadumy. Niewiele jest takich miejsc na Ziemi, do których moglibyśmy uciec od naszej trudnej historii; ale nie trzeba uciekać lecz szanować i szczycić się wieloma jej wspaniałymi kartami…

Wędrowałam ścieżkami wśród kosodrzewiny i granitowych głazów, bowiem Alpy Rodniańskie są zbudowane z granitu, gnejsów i łupków krystalicznych (skał metamorficznych), jak nasze Tatry Zachodnie.
   
                                                      Górskie widoki
   
                                         Wypas owiec na górskich halach
   
                                          Spojrzenie na jezioro w kotle
   
                                            Widoki z górskich ścieżek
   
                                             Wędrówka przez połoniny
   
                                                  Ścieżką w stronę żlebu
   
Szłam drogą obok pasących się krów i koni w stronę żlebu, który miał mnie sprowadzić do Końskiej Kaskady – wodospadu o wysokości przekraczającej 90m. 
   
                                                Początek zejścia żlebem
  
Zejście było forsowne. Wśród głazów i kęp trawy, ostrożnie stąpając, schodziłam coraz niżej. W skałach osadowych „otuliny” granitowego „trzonu” Gór Rodniańskich oglądałam groty, żleby i iglice – efekty działalności wody, słońca, wiatru, skrajnych temperatur, roślin i….czasu.
   
             "Utwory" erozyjne w skałach mezozoicznej otuliny Gór Rodniańskich
   
                                                             Pokonujemy żleb

Wreszcie po niemałym wysiłku żleb został pokonany, ale zamiast szumu i huku spadających mas wodnych na powitanie „wyszła” leśna cisza! Efektowna Końska Kaskada okazała się„nieczynna”! Wody ani na lekarstwo! Widocznie w niebie „zakręcili kurek” zsyłając suszę; bielały tylko wapienne głazy.
   
                                        Końska Kaskada - "nieczynna"

Szkoda, bo widok tak wysokiego, srebrzystego, perlącego się wodospadu pośród ciemnego, świerkowego lasu musiał być fantastyczny.
   
                                               Drogi w Górach Rodniańskich

Cóż, żal, lecz trudno! Dnem doliny wyschniętego potoku doszłam do skrzyżowania z asfaltową drogą do Borsa. Krótki odpoczynek, jakże pożądana puszka chłodnego, złocistego piwka i - niezwykłej urody, bliska sercu kraina "odpłynęła" w sferę wspomnień. Z autokaru już widziałam, jak promienie zachodzącego słońca, na pożegnanie, oświetlały grzbiet potężnego „Pietrosa”.



Styczeń 2017r                                                                           Ewa Utracka


fot. Ewa Utracka
      Halina Gorczyńska