sobota, 20 sierpnia 2016

MAŁE JEST PIĘKNE! MACEDONIA




 
                                               Kanion "Matka" rzeki Treska



                  Magia kanionu Matka


                Podróżuję przez bałkańskie krainy – górzyste, lesiste, pocięte dolinami rzek i jezior, skąpane w ciepłych promieniach wiosennego słońca, przez kraje, których tak naprawdę nie znamy.
Bałkany to dla nas urozmaicone, pełne wysp, wysepek i zatok chorwackie i słoweńskie wybrzeża  Adriatyku lecz interior wciąż pozostaje niemalże egzotyczny jak Macedonia i pd – zach Serbia, tajemniczy jak „piękna nieznajoma” Albania, obcy, jak budzące pewien niepokój, niespokojne, biedne Kosowo.
Macedonia – kraj chyba najrzadziej odwiedzany w Europie, mały - bo wielkości zaledwie jednego naszego województwa, zagubiony w górach, biedny lecz oferujący turyście światowej klasy zabytki – pozostałości bogatej, udokumentowanej historii, ciekawe miejsca i „cuda natury”, jak na przykład kanion Matka rzeki Treska.

                                           Park Narodowy "Mavrovo"

                                                          PN  "Mavrovo"

                                                    PN "Mavrovo"
   
                                               Zbiornik na rzece Radika
   
                Dolina rzeki Radika; miejsce pozyskiwania gipsu i osada górnicza
   
                                               "Odkrywka" nad rzeką
   
                                          Miasteczko górnicze w Macedonii
   
                      Autostrada im. Matki Teresy z Kalkuty wiodaca do Skopje


Jadąc autostradą im. Matki Teresy z Kalkuty (Albanki urodzonej w Skopje), oglądałam stolicę Macedonii z daleka, w obniżeniu, wśród gór. 
Z okresu dzieciństwa przypomniałam sobie tragedię – silne trzęsienie Ziemi, które zniszczyło prawie 80% zabudowy miasta, a miało ono miejsce 26 lipca 1963r o godz. 5.17 rano. Właśnie o tej godzinie zatrzymał się zegar na Poczcie Głównej w Skopje, której zrujnowaną siedzibę do dziś zachowano jako wspomnienie owego zdarzenia. Kataklizm oszczędził także kamienny most wzniesiony przez Osmanów w XV wieku – dziś element składowy herbu miasta. 
Z pomocą pozostałych republik federacyjnej Jugosławii oraz państw Europy i świata Skopje przez lata dźwigało się z ruin, a twórcami koncepcji odbudowy miasta było dwóch polskich architektów.  Dziś, na szczęście  - jest pogodnie i ciepło; skręcamy w drogę, która wiedzie do parkingu w pobliżu kanionu Matka.
  
                              Tor kajakowy znany także zawodnikom z Krakowa


Na odnodze rzeki Treska jest pięknie usytuowany tor kajakowy, znany dobrze naszym zawodnikom. 
  
                                                Zapora na rzece Treska


Jeszcze kwadransik spaceru i mijam tamę na rzece, zabudowania elektrowni i staję nad zielonymi wodami jeziora zaporowego.
  
                                                     Kanion "Matka"


Wśród zieleni drzew znajduję restaurację, gdzie można po podróży spożyć odrobinę kofeiny zawartą – nieważne – czy w espresso, czy w kawie „domacia” czy „po macedońsku”, byleby to była aromatyczna, jakże pożądana kawa. 
Ogarniam spojrzeniem otoczenie – jestem w głębokim, dość tu obszernym kanionie rzeki; obok przytulona do skał drzemie od czasów średniowiecza cerkiew św. Andrzeja – którą pobożnie wzdychając, zostawiam sobie na „potem” i schodzę do przystani, gdzie na pasażerów czekają zadaszone łodzie motorowe. 
  
                                   Średniowieczna cerkiew św.Andrzeja


Ale momencik! Zanim wyruszę w rejs, należy wystroić się w gustowny, pomarańczowy kapok, wtedy dopiero mogę zająć miejsce w łodzi. I….już! Odbijamy! Kilka łodzi pruje z fantazją zielone, lśniące wody.

                           MAGIA  KANIONU  "MATKA"
  
                                                  Rejs w świecie fantazji


Znalazłam się w jakimś innym świecie, wśród poszarpanych skalnych ścian, rzeźbionych kolosów - szarych, białych, żółto – kremowych wapieni i dolomitów, czasem opadających stromo, niemalże pionowo do wody, czasem porośniętych drzewami, krzewami, trawami, tworzącymi zieloną plątaninę zarośli. 
Chłonąc niezwykłość otoczenia wiedziałam, że jestem w krasowej krainie, że kanion pracowicie „wycięła” sobie rzeka Treska, „wycina” nadal i będzie to robić, Bóg jeden wie, jak długo, w osadowych, twardych skałach tego wciąż sejsmicznie niespokojnego rejonu, o czym świadczą co jakiś czas wstrząsy. Pomimo procesów krasowienia i erozji, Ziemia, nasza planeta, nasz dom, nadal żyje, kształtuje się i zmienia, co wykazują obserwacje, także innych zjawisk, pomiary tu i w wielu miejscach na świecie. Trzeba mieć świadomość tego i pokorę wobec demonstracji sił i piękna Natury, co w kanionie Matka jest doskonale widoczne. Spoglądam w górę i widzę kawerny, duże szczeliny, mogące okazać się wejściem do jaskiń, których tu nie brak. Spostrzegłam dużą pieczarę,  obmywaną przez rzekę; jaka ona może być głęboka? Nie słyszę cichych rozmów, ani pracy silnika łodzi; wtapiam się we wszechobecną, wszechpanującą, zielono – lśniącą i pluszczącą ciszę. 
Tam – gałęzie krzewów i drzew zanurzają się w wodzie, powyżej zaś jej lustra, wzdłuż kanionu biegnie wykuta w skale i zabezpieczona poręczą ścieżka dla tych, którzy wolą "per pedes" odwiedzać i podziwiać średniowieczne cerkwie i klasztory ukryte kiedyś przed osmańskim najeźdźcą,  w ponadczasowej głuszy, między skałami i zaroślami, gdzie się pracuje, modli i medytuje… „Poznaj samego siebie”… A czas? Jaki czas? Gdzieś daleko, w innym świecie pewnie go i odmierzają spiesząc się niemądrze i stresując – także nie wiem, po co, podczas gdy tu, w kanionie Matka, płynąc „łupiną” poruszaną silnikiem jest on czymś bez znaczenia. 
  
                                      Chodnik dla piechurów wykuty w skale
   
                                                         Krasowa grota
   
                                 Ściany skalne opadające pionowo do wody 
   
                                                    Formy skalne kanionu

                                                   Opar nad wodami


Pstrykam fotki, patrzę, jak ścieżką wędrują amatorzy trekkingu, gdzieś w oddali wspinacz stara się pokonać skalną ścianę, a ja … nic nie muszę! Jest mi tu dobrze!Idealnie wypoczywam. Zanurzam dłoń w wodzie – zimna! 
   
                                              Przystań wśród oparów


Tu i tam snują się nad wodami woale oparów. Tkwię w magii cudownego, niezwykłego miejsca… Lecz oto łodzie przybijają do brzegu.
   
                                      Widok sprzed wejścia do jaskini w dół


                                     W JASKINI

Zdejmuję kapok i stromą ścieżką wspinam się do wylotu jaskini.
Po chwili ogarnia mnie mrok i chłód. 
   
                                               Wnętrze krasowej jaskini


Znalazłam się w dużej komorze, gdzie w nikłym świetle widać ściany pełne zagłębień, ostrych krawędzi, czasem kapnie kropla wody. Pośpiechu nie ma, więc można fotografować do woli. 
Wszędzie, poza wyznaczoną drogą, walają się większe i mniejsze odłamy i okruchy skał, jakby „nie posprzątano” po jakimś wstrząśnieniu Ziemi. 
Droga łagodnie sprowadza w dół. 
   
            Komora jaskini; u stropu - śpią "przylepione" do skały nietoperze!


Dalej obserwuję kawerny w ścianach, strop i o zgrozo! Zobaczyłam czarne, plackowate „coś” przylepione do stropu, od którego właśnie oderwał się nietoperz - jeden, potem drugi…brrr… i gdzieś tam latają! Na szczęście znikły mi z oczu.      
Nie patrzę już w górę! Oglądam ciekawe formy naciekowe, znalazłam się przecież w pięknym zakątku podziemnego świata.
 
                                   Formy naciekowe - kształtujące się stalaktyty
 
Zapomniałam o latających, „paskudnych myszach”, bo za barierką, między białymi  naciekami zieje czarna czeluść, a w niej śpi – podobno - podziemne jeziorko. 
   
                                          Oryginalne formy naciekowe
   
                                         Formy naciekowe - stalagmit
   
                                   Nacieki; w czarnej czeluści (podobno) staw

Fotografuję dużego stalagmita w pełnej krasie, a teraz mogę dotknąć wilgotnej ściany pokrytej oryginalnymi, wyrzeźbionymi przez spływającą wodę dyniowatymi formami – bo tak osadzały się i osadzają nadal skały węglanowe tworząc fantastyczną płaskorzeźbę. Bajka! Wędruję dalej wśród tych dzieł natury, przez podziemną salę wypełnioną tworzącymi się stalaktytami, pełną kawern, okruchów skał o dziwacznych kształtach. 
   
                                                 Okruchy skalne w "sali"


Czasem przeleci nad głową jakiś niedobudzony mieszkaniec jaskini  – też element tego tajemniczego świata, ale nie szkodzi! Nie ważne, że wilgotno tu, chłodno, duszno i zapach nieprzyjemny, ale jeszcze chwila i opuszczam tę najdłuższą, liczącą ok.180m długości jaskinię w kanonie Matka wychodząc na boży świat. Jak tu ciepło, słonecznie i zielono! Zajmuję swoje miejsce w łodzi i ruszamy w rejs powrotny.

                                POWRÓT DO REALU

Wśród mgiełek oparów zanurzyłam się w ciszę ulegając czarowi cudownej przyrody. I oto w skale opadającej ku wodzie, wśród oszalałej, słonecznej zieleni czernieje dość szeroka szczelina - wejście ginące w ciemnozielonych odmętach Treski do niedawno odkrytej, podwodnej jaskini.
  
                                 Czarna szczelina - wylot podwodnej jaskini


A tam, hen! wysoko! popołudniowe słońce oświetla jasnoszare, pofałdowane, spękane, wapienne „grzebienie” wbijające się w błękit, wyrzeźbione pieczołowicie „dłonią natury”. 
   
                                                   Krasowy krajobraz
   
                                        Głęboka szczelina lub wylot jaskini
   
                                                                  Iglica skalna
   


Nisko, nad wodą czasem pojawiają się drewniane pomosty, a przy nich łodzie, drewniane domki ukryte w zaroślach, miedzy drzewami, nie wiadomo - stare, zamieszkałe, czy opuszczone…
   
                                             Przystań i czas na kawę

I oto przystań pod uroczą, przytuloną do zielonego zbocza cerkwią św. Andrzeja i restauracja oznajmiająca niektórym kres fantastycznego spływu Treską i prozaiczny obiad innym - cafetime, a dla niesytych piękna wskazująca początek przechadzki skalnym chodnikiem dla zdrowia i niezwykłych widoków.
 
                                                Spacer skalną ścieżką


A jest co podziwiać - tajemniczy, tak prawdziwy, choć dziki, krasowy cud natury, kanion Matka - sponad lustra wód. 
  
                                                     Na skalnej ścieżce
   
                                                   Rzeźba ręki Natury
   
            ...i jeszcze raz spoglądam na grzebieniastą grań kanionu "Matka"...


Ale…czas wracać. Jeszcze kwadrans i oto autokar unosi mnie i moje wrażenia w dalszą drogę, w jeszcze inne krainy, po wiedzę o świecie i nowe doznania; ostatecznie po to odbywam moje „podróże życia”.


                                                                                               Ewa Utracka

fot. Ewa Utracka

















niedziela, 14 sierpnia 2016

MAŁE JEST PIĘKNE! MACEDONIA




 
                                                Dary Jeziora Ochrydzkiego



                     JEZIORO  OCHRYDZKIE (2)



               MONASTYR „ŚW. NAUM OCHRYDZKI”


                 Naum, uczeń Braci Sołuńskich, przybył do Ochrydy z bułgarskiego Presławia po zakończeniu trudnej misji w Księstwie Wielkomorawskim. 
Po tym, jak jego towarzysz prac misyjnych, Kliment, został mianowany pierwszym słowiańskim biskupem i opuścił na krótko Ochrydę, kierował pracami w Ochrydzkiej Szkole Piśmienniczej. Założył także klasztor i wybudował cerkiew poza Ochrydą, na południowym brzegu jeziora. Tam też śladem pielgrzymów popłynęłam naszym „wycieczkowcem” mijając uroczą miejscowość letniskową.


                          W pobliżu Św.Nauma
                               
                                                   Cerkiew św. Petki
                          

 Do bram monastyru wiodła droga pod górę. Poniżej, wśród zieleni, w dolinie  zobaczyłam małą cerkiew św. Petki. 

                                            Figura św. Nauma Ochrydzkiego

 Pielgrzymów i turystów wita drewniana figura Patrona starej świątyni i klasztoru, a ja po chwili  przekroczyłam bramę z napisem „ Monastyr św. Naum Ochrydzki”.


                               Manastyr "Św. Naum Ochrydzki"- cel pielgrzymek
                       

Znalazłam się w ogrodzie pełnym pachnących ciepłą wiosną modrzewi, wśród których majestatycznie przechadzały się pawie – symbole trwania.

  
                                                          Ogród klasztorny

                                                          Paw na drzewie


Wreszcie ujrzałam ją – pełną dostojeństwa cerkiew św.św. Archaniołów Michała i Gabriela; w jej „bryle”i wieżach oprócz cech bizantyjskich próbowałam dopatrywać się nawet wpływów armeńskich. Patrzyłam – i nie mogłam się napatrzyć.

  
                                      Zespół cerkiewno - klasztorny "Św. Naum Ochrydzki"

   
         Cerkiew św.,św. Archaniołów Michała i Gabriela, główna cerkiew monastyru


Weszłam ze świata pełnego radości wiosny, słońca i wiatru w uroczysty półmrok, w podniosły, pełen powagi nastrój średniowiecznej świątyni. Powoli uniosłam głowę rozglądając się wokół; niewielka, a patrząc w górę, w kopuły - jednak przestrzeń, w której jeszcze wyczuwało się kadzidło i zapach świec, zdawało się słyszeć śpiew i szept modlitw z tysiąclecia…Na ścianach rzędy świętych mężów w mniszych szatach, wychudzone, kostyczne, o twarzach bez wyrazu i oczach patrzących gdzieś w dal, zatartych przez czas lub złość ludzką, dla których wszystko było i jest bez znaczenia - vanitas vanitatum …et tantum vanitas… - cechy charakterystyczne malowideł bizantyjskich. Niektóre postacie miały zatarte twarze, inne pozbawiono oczu - niechlubne dzieło tureckich najeźdźców, choć freski widać były odnowione. 
Oto Archanioł Michał, wojownik w zbroji na szacie, z mieczem, ze skrzydłami…

 
                                                               Ikonostas


Ikonostas: „carskie” wrota, po jednej ich stronie Chrystus Pantokrator w wieku 33lat, obok ikona św.Jana Chrzciciela z jego własną głową u stóp; po drugiej stronie św.Bogarodzica z Dzieciątkiem oraz ikony przedstawiające świętych z Jej rodziny. Spojrzałam w górę – ściany i wnętrza kopuł pokryte freskami, a poniżej ikonami.
Z góry sączyło się delikatne, dyskretne światło, w którym lśniły złote ramy, korony, krzyże i inne zdobienia ikonostasu oraz świeczniki cerkwi. 
W kaplicy obok spoczywał św.Naum Ochrydzki, Cudotwórca, zmarły w 910r. w krypcie, której płytę przykryto dywanem. I jak setki, tysiące pątników i turystów klęcząc odchyliłam dywan i przyłożyłam ucho do pokrywy,…nasłuchiwałam … ale widocznie nie byłam godna, by usłyszeć cokolwiek. 
Są tacy, którzy twierdzą, że słyszeli bicie serca wielkiego człowieka, świętego, patrona Bułgarii i Ochrydy. Być może, czemu nie? Naum dokonawszy pracowitego żywota spoczął w ziemi, którą ukochał, wśród osób Mu bliskich, z których wielu wykształcił; dlatego sercem jest wciąż w drogim miejscu i wśród pokoleń, dla których zrobił, co mógł i to właśnie dla nich wciąż bije Jego serce. Pokłoniłam się nisko i wyszłam z głębin czasu w dzień dzisiejszy, na słońce.

 
                                           Architektura i otoczenie świątyni

Oglądałam prastarą zabudowę, nieomalże cudem ocalałą od zawirowań dziejów.

 
                                                    Paw - symbol trwania

Wolno, nie spiesząc się szłam przez cichy ogród, a towarzyszył mi paw, szemranie wody źródlanej, magia wiosny wokół i przestrzeń wypełniona duchem wiary ludzkiej i historii rozciągająca się hen! aż na jezioro – moja wymarzona „świątynia dumania”.

  
                               Miejsce odpoczynku dla pielgrzymów nad jeziorem



                            TAJEMNICE CZARNEGO DRINU


                                     Rzeka Czarny Drin


Zajęłam miejsce w 10-osobowej łodzi poruszanej siłą ramion wioślarza po cudownie czystej rzece. Płynęliśmy „kanałem” wśród zielonych trzcin, by za chwilę zanurzyć się w ciemnozielony, czasem wręcz brązowo - czarny cień gęstwiny krzewów i drzew, których gałęzie kąpały się w wodzie, a dalekie tło tworzyły piękne góry…

  
                                        Wśród pięknego krajobrazu


Oglądałam dno piaszczyste, tu i ówdzie spoczywały wielkie głazy, płyty wapieni, miejscami snuły się ciemnozielone "włosy" wodorostów w postaci splątanych traw skrywających omszałe kamienie, zeszłoroczne gałęzie… Głęboko tu czy płytko, że tak bliskie wydaje się dno? 

  
                                                            Dno rzeki


Zanurzyłam rękę w wodzie i… szybko ją cofnęłam – była lodowata! 10st C! Tajemniczo, magicznie, cicho, nikt nic nie mówił, o nic nie pytał. Płynęliśmy w tę cienistą, miejscami słoneczną ciszę, przerywaną tylko okrzykiem wodnego ptaka, szelestem liści i pluskiem wiosła…

  
                                                Cisza nad Czarnym Drinem


Milcząc wioślarz wskazywał miejsca, skąd z dna rzeki ku jej powierzchni „coś” musiało się unosić, bo pokrywała się drobnymi, kolistymi falami.

                                      Turkusowa woda w strefie źródłowej rzeki

Zrozumiałam, że wpłynęliśmy w strefę "wywierzyskową", że tak wypływa z głębin, spod warstw dna Czarny Drin i że tu jest wiele jego źródeł.

                                                      Nad "wywierzyskiem"

Tak powstała "młoda" rzeka, właściwie zaistniała i za niecałe 2 km czyli niebawem, wpłynie do jeziora Ochrydzkiego.

                                                Tajemniczo powstała rzeka

 Nasze łódki w cudownej ciszy, jedna za drugą, zawracały i znów podziwiałam te wody raz turkusowe, to znów niebem błękitne, to rozświetlone słońcem, omijając konary skąpane w rzece, błądząc wśród trzcin, przybrzeżnych zarośli i drzew

  
                                                    ...znów wśród trzcin


….i już przystań i koniec baśniowego rejsu. 

                             W pobliżu już ujście rzeki do Jeziora Ochrydzkiego



Jakże mi było szkoda…! A Czarny Drin płynął do wielkiego jeziora, po czym wypływał w pobliżu miasta Struga i już jako "dojrzała" rzeka toczył swe szmaragdowe wody przez dziką, krętą i lesistą dolinę górską.

 
                                                Dolina Czarnego Drinu


Nad wodą unosił się opar. 

  
                                                      Magia i tajemniczość


Na nadbrzeżnej leśnej polance ujrzałam "tajemnicę" – średniowieczną cerkiew i klasztor ukryty wśród ciemnozielonej ciszy drzew i ich odbicie w lustrze wody.

               Jedna z "tajemnic" Czarnego Drinu - średniowieczna cerkiew

   
                               ...i klasztor ukryty wśród zieleni, nad wodą


 Czarny Drin płynąc dalej „pracował”- poruszając swoją mocą potężne turbiny elektrowni wodnych. Myśl i ręce ludzkie "oswoiły go i ujarzmiły". Powstały przy tym piękne widokowo jeziora zaporowe, w tym malownicze jezioro Debarskie, po czym rzeka znikła wśród wąwozów wciąż nieznanej Albanii.

         Zbiornik zaporowy na Czarnym Drinie; w dali prastare miasto Debar

  
                                                   Jezioro Debarskie



                                DARY JEZIORA OCHRYDZKIEGO


Nad jeziorem Ochrydzkim w pobliżu monastyru „Św. Naum” dla turystów i pielgrzymów utworzono miejsca relaksu – jest restauracja, kawiarnia i kramy, gdzie miłośnicy oryginalnej biżuterii mogą nabyć wprost od producenta sznury pereł ochrydzkich, broszki, wisiorki, kolczyki, bransoletki z masy perłowej. Uprzejma sprzedająca dość krótko i oględnie tłumaczyła, jak wytwarza się tę masę i biżuterię, z czego wynikało, że perły ochrydzkie są „sztuczne”!

                                                Tworzenie masy perłowej

                                                             
                                        Rybie łuski - składnik masy perłowej



Do ich produkcji używa się lśniących łusek małej rybki, płasicy, przetworzonych i barwionych. Trudnią się tym obecnie dwie rodziny zachowując tajniki wytwarzania. 

                                                  "Sznury" pereł ochrydzkich


Perłowe wisiorki i naszyjniki są piękne i warto coś na pamiątkę kupić, choćby ze „skarbów” jeziora Ochrydzkiego czyli muszli małży od tysięcy lat tu żyjących.

  
                            A teraz czas na kawę i degustację tutejszych potraw


Należy także skosztować wspaniałych przysmaków tutejszej kuchni. Przyznaję, że takich potraw nie jadłam. Bardzo smakowała mi fasolka w gęstym, ciepłym sosie paprykowym, miody tutejsze mają wspaniały smak, o winie już nie wspomnę. 
To ostatnie cieszyło się takim powodzeniem, że podczas rejsu powrotnego na pokładzie naszego „wycieczkowca” doszło do wesołych śpiewów i tańców w wykonaniu polsko – macedońskim. A ja - podziwiałam sobie złocisto - purpurowy zachód słońca nad pięknym jeziorem Ochrydzkim.

  
         ....jeszcze prezentacja urody i pożegnanie ze "Św. Naumem"




                                                                                                                 Ewa Utracka

  fot. Ewa Utracka

   

                                                     Copyright by Ewa Utracka