Przełom Dunaju - Park Narodowy Derdap
TAJEMNICZA PÓŁNOCNA SERBIA
Zapadał zmierzch, gdy jechałam
drogą wśród pól, ogrodów i ośrodków wypoczynkowych położonych
na Wielkiej Nizinie Węgierskiej do Suboticy.
Subotica to "młode"
miasto wyrosłe ze skromnego, prowincjonalnego osiedla leżącego na
pograniczu "wszystkiego" w Cesarstwie Habsburgów, czyli na
tzw Terytoriach Wojskowych pod koniec XIXw.
Subotica, ratusz
Podczas porannego spaceru
widziałam duży plac z oryginalnym ratuszem z 1908r, z pomnikiem i fontanną oraz pobliskie ulice o secesyjnej zabudowie, pięknie odnowione.
Secesyjna zabudowa centrum miasta
I dalej...podróż przez równinną Vojvodinę, "ogród"
byłej Jugosławii, do stolicy okręgu, Nowego Sadu. Znalazłam się
nad Dunajem, lśniącą drogą wodną łączącą państwa leżące w
wielkiej dolinie dunajskiej z Morzem Czarnym.
Twierdza Petrovaradin
Nad rzeką dominuje ze wzgórza potężna
twierdza Petrovaradin, z koszarami wojskowymi, z więzieniem,
wybudowana w miejscu stare,j tureckiej fortecy, pod koniec XVIIw. Pod jej murami powstawało serbskie
osiedle na potrzeby twierdzy, jej załogi i mieszkańców – dziś
najstarsza część Nowego Sadu.
Dawne serbskie osiedle; dziś najstarsza część Nowego Sadu
Twierdza habsburska
Tunele i chodniki w fortecy
Do fortecy wiedzie droga po
stopniach w górę, wśród zieleni i wzdłuż chodników w tunelach
( jest ich ok.16 km). Osiedle rozwijało się prężnie, a mieszkańcy
nazwali je Novi Sad. Już w I poł XVIIIw – dosłownie, za
konkretną sumę, nabyli prawa miejskie dla swego miasta od monarchii
habsburskiej.
Dziś to duże, ponad 400 tysięczne, uniwersyteckie
miasto, uprzemysłowione i znaczący ośrodek kultury.
W 1999r
podczas wojny o Kosovo samoloty NATO zniszczyły trzy mosty, wodociąg
i instalację elektryczną, lecz pracowici Serbowie w krótkim czasie
te straty usunęli.
Widok na Novi Sad i most Petrovaradiński
Obecnie w zabudowaniach habsburskiej
twierdzy Petrovaradin, atrakcji turystycznej stolicy okręgu
Vojvodina, mieszczą się hotele i restauracje ze wspaniałym
widokiem na miasto, dolinę Dunaju i okolice. Była forteca jest
także miejscem festiwali muzycznych i róznych imprez kulturalnych.
Wieża zegarowa w twierdzy
Stanęłam pod wieżą zegarową,
symbolem czasów, które minęły i oglądałam
słoneczno-zielono-błękitno-lśniącą panoramę miasta.
Po rzece
pływały barki, sunął "wycieczkowiec", a na brzegu rzeki
– plaża, podobno najpiękniejsza nad Dunajem.
Przeszłam przez most Petrovaradiński
i powoli zdążałam w stronę obecnego Starego, secesyjno –
neorenesansowego Gradu.
Park Dunajski
Park Dunajski
Na początek – miła, cienista, wiosenna zieleń
Parku Dunajskiego, bogactwo różnych drzew, klombów, sadzawek –
także z łabędziami i "koronkowych" altanek.
Ulica Dunajska w Starym Gradzie
Zatłoczoną
przez turystów i spacerowiczów ulicą dotarłam do Pałacu
Biskupiego – siedziby prawosławnego biskupa, przed którym na
placu z cokołu spoglądał na kolorowy tłum serbski poeta, Jovan
Jovanovic". W pobliżu odnalazłam kościół św.Jerzego.
Zabytkowe centrum Starego Gradu
Fasada Pałacu Biskupiego, pomnik serbskiego poety i kościół św.Jerzego
Siedziba prawosławnych biskupów Nowego Sadu i Vojvodiny
Przechadzałam się pełnymi słońca oraz kawiarnianych parasoli
ulicami Starówki.
Oto Plac Wolności, Trg Svobode, największy w
Nowym Sadzie, na którym stoi piękny ratusz z 1895r, otoczony przez
odrestaurowane budynki mieszczące różne sklepy, restauracje,
kawiarnie i inne.
Plac Wolności, Trg Svobode, neorenesansowy ratusz (1895r) i zabudowa
Największy plac w Nowym Sadzie
Przy Placu Wolności wznosi się katolicki kościół
Imienia Maryji, także z końca XIXw, w którym poczułam się jak w
Krakowie. z pięknymi witrażami.
Kościół katolicki pw. Imienia Maryji
Ołtarz główny i nawa kościoła
Witraż
Z podniosłej atmosfery świątyni
wyszłam na słońce i poczułam odrobinę rozleniwienia. Więc co
dalej? Zwabił mnie zapach kawy, więc przycupnęłam przy stoliku kawiarnianym.
Ulica Starówki w Nowym Sadzie
W momencie uraczono mnie szatańsko czarną i mocną
kawą, szklanką źródlanej wody i zapytano, czy życzę sobie nieco
chleba, ale tego było za wiele w upalny dzień, więc grzecznie
podziękowałam.
Za chwilę ujrzałam, jak tata podniósł
pajdę świeżego, pachnącego chleba, którą upuścił jego mały
synek, z szacunkiem ucałował i położył na talerzyku.
Obrazek jak
z mojego dzieciństwa; w domu rodzinnym uczono mnie, że chleb, nasz
pokarm codzienny, trzeba szanować, bo to świętość.
Poza tym dowiedziałam się, że
mieszkańcy Bałkanów, a w szczególności Serbowie, chleb spożywają
do śniadania, do zupy przy obiedzie, nawet do solidnego, drugiego
dania – jednym słowem – do wszystkiego; nie było więc nic
dziwnego w tym, że zapytano mnie, czy życzę sobie chleba do
"szatana" i wody. No i - stanęłam na nogi!
Pożegnanie z Nowym Sadem
Jeszcze parę
chwil i już opuszczałam Nowy Sad, przyjemne, sympatyczne miasto,
żyjące bez jakiegoś tam wielkomiejskiego hałasu i wariackiego
pośpiechu.
Zbliżałam się do Belgradu, ale to był już inny Belgrad, którego obrazki zachowały mi się w
zakamarkach pamięci.
Wielka Brama Belgradu
Przywitała mnie Wielka Brama. W dali
zobaczyłam zwartą zabudowę miejską i największą cerkiew w
Serbii i chyba na całych Bałkanach – cerkiew św.Sawy w stanie
zaawansowanej budowy, pozostałości tureckiej twierdzy (kale) i
tereny zielone. Jechałam w pobliżu opuszczonych, zniszczonych
podczas bombardowań budynków, które władze postanowiły zachować.
Trasa mojej podróży wiodła przez krainę zielonych
wzgórz, pól uprawnych i sadów, przez wsie, gdzie ludzie, żeby
przeżyć, musieli sobie nawzajem pomagać, ciężko pracując na roli
i w ogrodach. Często widziało się taki obrazek: stary, czasem
biedny dom z zabudowaniami gospodarczymi, a tuż obok – ładnie,
nowocześnie zaprojektowany nowy dom, w stanie surowym, na etapie
budowy lub wykańczania. Widocznie młodzi ludzie pracowali za
granicą, by zbudować to, co sobie sobie wymarzyli – czyli rodzinny dom.
Tymczasem rodzice prowadzili gospodarstwo i wychowywali wnuki w
starym domu, pilnując budowy.
Wreszcie pokazał się Dunaj.
Krętą drogą krajową zdążałam do
Golubaca - już w Parku Narodowym Derdap, a widok wielkiej rzeki i
zielonych, miejscami zalesionych wzgórz. ozdobionych wapiennymi
skałami i "strojnych" w kolonie wiatraków jeszcze długo
mi towarzyszył.
Dunaj, "fermy" wiatraków po stronie rumuńskiej
Pensjonat i przystań po stronie serbskiej
Czasem po stronie rumuńskiej widziałam przytulone
do stoków osiedla oświetlane przez popołudniowe słońce.
XIV-wieczny zamek - forteca Golubac
I oto w niewielkiej odległości
zobaczyłam potężne, białe ruiny zamczyska, a po chwili szłam ku
nim zapyloną drogą. Ze szczytu wzgórza, spośród szalonej
zieleni, w jaskrawym słońcu bieliły się potężne baszty
"schodzące" ku drodze, ostro zarysowując się na tle
błękitu nieba i plątaniny traw i krzewów. Baszty łączyły
zębate mury kurtynowe, tworzące także przewiązki ponad drogą aż
po wody Dunaju.
Mury do zabezpieczenia i rekonstrukcji
Serbska droga krajowa pod murami warowni
Mury kurtynowe i baszty "schodzą" aż do wody
Na wysokim wzgórzu baszty i mury kurtynowe
Naliczyłam dziewięć baszt. Niewątpliwym było, że
posiadacz usytuowanego na wysokiej skale w przełomie rzeki zamku -
fortecy musiał kontrolować w pełni żeglugę po Dunaju.
Wygląd fortecy po ukończeniu częściowej rekonstrukcji
Fortecę
zbudowano w XIVw w miejscu uprzednio istniejącej tu od czasów
Imperium Rzymskiego twierdzy. W okresie średniowiecza była ona
powodem zaciętych walk między Państwem Osmanów a Królestwem
Węgier. Po upadku twierdzy Osmanie właśnie tędy "wlewali
się" do Europy wielokrotnie siejąc śmierć i zniszczenia, a
tysiące kobiet i dzieci dostawały się na rynki niewolników.
A
kiedy forteca Golubac upadła?
12-go czerwca 1428r dzień był
słoneczny. Słońce przechyliło się już na zachodnia częć
nieba, gdy nad polem bitwy pod zamkiem Golubac zawisła śmiertelna
cisza. Ludzie, konie, sztandary, wozy, broń, tarcze – wszystko skłębione, skrwawione,
na ziemi i krew, krew, wszędzie świeża krew...Jeszcze tylko u
przeprawy nad Dunajem wrzał zacięty bój. To Zawisza Czarny z
Garbowa herbu Sulima z towarzyszami osłaniali odwrót pobitego,
poranionego wojska króla Czech i Węgier, Zygmunta Luksemburskiego
przez Turków osmańskich, dowodzonych przez sułtana Bajazeta. Jedna
po drugiej, w potwornym pośpiechu odbijały łodzie i tratwy z
rycerstwem i rannymi płynąc w stronę wołoskiego brzegu... Walka i
odwrót, walka i odwrót, tylko, że osłaniających coraz mniej...
Nagle od tej bezładnej armady oderwała się łódź i pomknęła do podnóża zamku.
Z daleka dało się słyszeć wołanie, że rycerz Zawisza z Polski, ma na rozkaz króla wsiadać do łodzi...! Na rozkaz! Jaki rozkaz - tu druhowie giną, ramiona mdleją z nadludzkiego wysiłku, by jak najwięcej swoich ocalić, a tu - jakiś rozkaz!?
Gniewnym gestem rycerz odprawił wioślarza. Nie opuści swoich! I w kilku chłopa wściekle runęli na nacierających janczarów. Ci zaś, w zdumieniu nieco się cofnęli przed szaleńcami i "żywcem brać!- któryś wrzasnął. Udało im się okiełznać jednego tylko Zawiszę, którego rozpoznali po czarnej zbroi, reszta broniących padła pod ciosami jataganów. Dwóch janczarów próbowało polskiego rycerza ująć pod ramiona, by go powieść przed oblicze padyszacha, lecz bohater odzyskał siły, odepchnął janczarów. Sam pójdzie!.. i szedł sam... przed siebie...On, Zawisza uległ? Nie... Cóż to się stało? Błędnym wzrokiem popatrzył w bok: zielone wzgórza, rzeka płynie ...Dunajec, toż to Dunajec w Rożnowie, a za nim, na wzgórzu jego własny zamek!
Pół kroku za nim lekkim krokiem idzie Barbara i coś mówi, ale szum rzeki tłumi jej słowa. Nie żegnali się, nie mówili wiele, bo i cóż tu mówić? Po prostu się rozumieli. Barbara!, dostojna, mądra, dumna małżonka rycerza najsłynniejszego w Europie! Jeśli czasem coś powie, to tylko parę słów wsparcia, uspokojenia, że w domu i rodzinie wszystko pozostaje w porządku, i nadzieji na rychłe spotkanie. Jeszcze uścisk ręki i głębokie, czułe spojrzenie, jak teraz... Nagle jakieś krzyki przerwały im miłe "sam na sam"; pewnie to pachołkowie się sprzeczają przy koniach i podróżnych wozach, jak zawsze przed wyprawą...I już nic nie widział, nie słyszał, nie czuł...
Nagle od tej bezładnej armady oderwała się łódź i pomknęła do podnóża zamku.
Z daleka dało się słyszeć wołanie, że rycerz Zawisza z Polski, ma na rozkaz króla wsiadać do łodzi...! Na rozkaz! Jaki rozkaz - tu druhowie giną, ramiona mdleją z nadludzkiego wysiłku, by jak najwięcej swoich ocalić, a tu - jakiś rozkaz!?
Gniewnym gestem rycerz odprawił wioślarza. Nie opuści swoich! I w kilku chłopa wściekle runęli na nacierających janczarów. Ci zaś, w zdumieniu nieco się cofnęli przed szaleńcami i "żywcem brać!- któryś wrzasnął. Udało im się okiełznać jednego tylko Zawiszę, którego rozpoznali po czarnej zbroi, reszta broniących padła pod ciosami jataganów. Dwóch janczarów próbowało polskiego rycerza ująć pod ramiona, by go powieść przed oblicze padyszacha, lecz bohater odzyskał siły, odepchnął janczarów. Sam pójdzie!.. i szedł sam... przed siebie...On, Zawisza uległ? Nie... Cóż to się stało? Błędnym wzrokiem popatrzył w bok: zielone wzgórza, rzeka płynie ...Dunajec, toż to Dunajec w Rożnowie, a za nim, na wzgórzu jego własny zamek!
Pół kroku za nim lekkim krokiem idzie Barbara i coś mówi, ale szum rzeki tłumi jej słowa. Nie żegnali się, nie mówili wiele, bo i cóż tu mówić? Po prostu się rozumieli. Barbara!, dostojna, mądra, dumna małżonka rycerza najsłynniejszego w Europie! Jeśli czasem coś powie, to tylko parę słów wsparcia, uspokojenia, że w domu i rodzinie wszystko pozostaje w porządku, i nadzieji na rychłe spotkanie. Jeszcze uścisk ręki i głębokie, czułe spojrzenie, jak teraz... Nagle jakieś krzyki przerwały im miłe "sam na sam"; pewnie to pachołkowie się sprzeczają przy koniach i podróżnych wozach, jak zawsze przed wyprawą...I już nic nie widział, nie słyszał, nie czuł...
"Zawisza Czarny najdzielniejszym
był rycrzem, najdoświadczeńszym wojownikiem i wielkim dyplomatą"
– napisał o Nim król Zygmunt Luksemburski. – Honor, odwaga,
szlachetność....Symboliczny pogrzeb Zawiszy odbył się w Krakowie,
w listopadzie 1428r, w kościele franciszkanów.
Szłam poboczem odwiecznej drogi,
pewnie tej samej, co przed stuleciami, biegnącej wzdłuż Dunaju,
przechodząc pod "przewiązkami", spoglądając na resztki murów
bielejących wśród traw do miejsca wskazanego przez słowo pisane i
legendę jako miejsca zamordowania bohatera. Miejsce owo upamiętnia
dziś tablica, a obok szemrze źródło Zawiszy.
Turyści przejeżdżający tędy zazwyczaj oddają Mu hołd w milczeniu pochylając głowy i nabierając wody ze źródła.
A czy ktoś z nas, turystów, mógłby przypuszczać, że nie tylko pamięć o "najdzielniejszym z dzielnych" pozostała lecz także fakt, że prawie naszych czasów dożył w prostej linii potomek Zawiszy Czarnego, bohater Września 1939r, pierwszy partyzant II wojny światowej – major Henryk Dobrzański – Hubal...
Żródło w pobliżu miejsca zamordowania Zawiszy Czarnego
... i tablica poświęcona Jego pamięci
Turyści przejeżdżający tędy zazwyczaj oddają Mu hołd w milczeniu pochylając głowy i nabierając wody ze źródła.
A czy ktoś z nas, turystów, mógłby przypuszczać, że nie tylko pamięć o "najdzielniejszym z dzielnych" pozostała lecz także fakt, że prawie naszych czasów dożył w prostej linii potomek Zawiszy Czarnego, bohater Września 1939r, pierwszy partyzant II wojny światowej – major Henryk Dobrzański – Hubal...
Dunaj - świadek historii...
Piękna i tajemnicza jest północna
Serbia, wspaniałe krajobrazy Żelaznych Wrót na Dunaju, malownicze
ruiny fortecy Golubac szczególnie oglądane z rzeki, interesująca
historia ciekawego miejsca. Rząd Serbii, aby podnieść atrakcyjność
krainy zdecydował się na częściową rekonstrukcję starej fortecy,
której przyszły wygląd przedstawiono na fotografii. Aktualnie
trwają tu prace zabezpieczające i rekonstrukcyjne, ale pewnie
dopiero za parę lat będzie co oglądać...
...W przełomie Dunajca...
Dalej wiodła mnie kręta droga wzdłuż
Dunaju widocznego poprzez zarośla, to znów przełom rzeki pokazywał
się w całej swej urodzie. Wreszcie parking w pobliżu stanowiska
archeologicznego Lepenski Vir.
Zabudowania w pobliżu stanowiska archeologicznego Lepenski Vir
Kilka niewielkich drewnianych domków i
park, który należało przebyć, by znaleźć się w nowoczesnej,
ogromnej hali z mnóstwem różnych znalezisk i pięknym widokiem na
Dunaj.
Prace archeologiczne podjęto po obu stronach rzeki podczas robót ziemnych przy budowie tamy Djerdap i wielkiej elektrowni w latach 1965 – 1971. Wykazały one istnienie wielopoziomowego stanowiska archeologicznego i wniosły ogromną wiedzę do historii regionu i kraju. Lepenski Vir prezentuje zwiedzającym najstarszą – pochodzącą z neolitu kulturę na terenie Serbii; to miejsce było zamieszkałe przez ludność od ok;7000r pne - 6900 r pne do 4500 r pne nieprzerwanie.
Zainteresowani mogą prześledzić życie w owych odległych czasach czyli zajęcia ludzi od zbieracza, myśliwego, łowcy i rybaka do hodowcy bydła i rolnika.
W parku nad Dunajem
Stanowisko archeologiczne Lepenski Vir - dzisiaj
Prace archeologiczne podjęto po obu stronach rzeki podczas robót ziemnych przy budowie tamy Djerdap i wielkiej elektrowni w latach 1965 – 1971. Wykazały one istnienie wielopoziomowego stanowiska archeologicznego i wniosły ogromną wiedzę do historii regionu i kraju. Lepenski Vir prezentuje zwiedzającym najstarszą – pochodzącą z neolitu kulturę na terenie Serbii; to miejsce było zamieszkałe przez ludność od ok;7000r pne - 6900 r pne do 4500 r pne nieprzerwanie.
Zainteresowani mogą prześledzić życie w owych odległych czasach czyli zajęcia ludzi od zbieracza, myśliwego, łowcy i rybaka do hodowcy bydła i rolnika.
Klimat w przełomie Dunaju do dziś
jest łagodny, sprzyjający osadnictwu, z co za tym idzie sposobom
budownictwa, zajęć ludzi i "kuchni".
Zrekonstruowane osiedle
Zarys chaty utworzony przez pozostałości "podmurówki"
Chaty "budowano" na planie
trapezu z trzcin i traw, na "podmurówce".
Na środku było palenisko obłożone kamieniami, a nad nim – otwór.
Chaty były zwrócone wejściem ku rzece. Pozostałości ich odnalezione w postaci ułożonych odpowiednio kamieni zasugerowały właśnie taki wygląd, jak pokazany na zdjęciu. Po dokładnym spenetrowaniu terenu wykopalisk stwierdzono, że osada mogła liczyć ok. 150 osób. Znalezione przedmioty, a więc prymitywne narzędzia pracy, w tym przybory łowieckie, broń itp zgromadzono w gablotach, skatalogowano i opisano.
Prawdopodobny wygląd chaty
Chata zwrócona wejściem do rzeki
Wnętrze chaty, na środku palenisko
Na środku było palenisko obłożone kamieniami, a nad nim – otwór.
Chaty były zwrócone wejściem ku rzece. Pozostałości ich odnalezione w postaci ułożonych odpowiednio kamieni zasugerowały właśnie taki wygląd, jak pokazany na zdjęciu. Po dokładnym spenetrowaniu terenu wykopalisk stwierdzono, że osada mogła liczyć ok. 150 osób. Znalezione przedmioty, a więc prymitywne narzędzia pracy, w tym przybory łowieckie, broń itp zgromadzono w gablotach, skatalogowano i opisano.
Odnaleziona rzeźba głowy ludzkiej
Ludzie sprzed tysięcy lat już
uprawiali sztukę. Swoje odczucia artystyczne wyrażali poprzez
rzeźbę; wyrzeźbione w kamieniu piaskowcowym głowy ludzkie są
przykładem nie tylko talentu lecz także sugerują, jak mogli
wyglądać mieszkańcy osiedla.
Muzeum - tzw. Rzeźba Dunajska (6300 - 5900r pne)
Zachowało się wiele szkieletów
mężczyzn, kobiet i dzieci w kilku warstwach, na co wskazuje sposób
pochówków. Zauważono, że czaszki ówczesnych ludzi są podobne do
żyjących dziś.
Pochówek w podłużnym ułożeniu ciała, z podkurczonymi nogami
(6300 - 5900r pne)
Ułożenie ciała na plecach, nogi prosto (6300 - 5900r pne)
Pochówek w pozycji "na boku" z podkurczonymi nogami (5900 - 5500r pne)
Wśród "starszych"
szkieletów – mężczyźni osiągali wzrost ok 172cm, kobiety –
164cm; w wieku ok 30 lat ludzie ci zachowali pełne uzębienie.
"Młodsze" szkielety
wykazywały niższy wzrost i ubytki w uzębieniu, co mogło mieć
związek ze zmianą stylu i długości życia, diety, a może i
pewnymi zmianami klimatycznymi.
Chaty w osadzie "młodszych"
ludzi wyglądały podobnie. Nie natrafiono też na jakieś specjalne
miejsce pochówków czyli cmentarzyska; zmarłych chowano poza
chatami.
Na podstawie zgromadzonych informacji w
osiedlu Lepenski Vir wyróżniono trzy poziomy osadnictwa: dwa związane
z mezolitem, zaś trzeci, gdzie oprócz kości ludzkich znaleziono
kości zwierząt udomowionych – owiec, kóz, świń i bydła
wiązano z neolitem.
Stanowisko oprócz bogatego muzeum jest
wyposażone w kino, gdzie można obejrzeć przebieg prac ekip
archeologicznych.
Efekty badań pracowników naukowych i studentów uzyskane poprzez ich drobiazgowość, dociekliwość, benedyktyńską wprost cierpliwość przy pomocy metod fizyko - chemicznych, porównawczych i wszelkich dostępnych, wciąż budzą podziw i szacunek dla mocy umysłu i ogromu pracy ludzkiej.
Efekty badań pracowników naukowych i studentów uzyskane poprzez ich drobiazgowość, dociekliwość, benedyktyńską wprost cierpliwość przy pomocy metod fizyko - chemicznych, porównawczych i wszelkich dostępnych, wciąż budzą podziw i szacunek dla mocy umysłu i ogromu pracy ludzkiej.
A Dunaj płynie dalej, przez stulecia,
tysiąclecia, szemrzący świadek ludzkich zmagań każdego dnia...
W pn-wsch Serbii istnieją jeszcze inne stanowiska archeologiczne, m.in. z czasów cesarza Dioklecjana.
Kontynuowałam podróż wzdłuż Dunaju, który przypominał teraz raczej ogromne jezioro niż żeglowną rzekę.
Celem moim było nieduże miasto Zajecar, położone ok. 10 km od granicy z Bułgarią. Powoli zapadał niedzielny wieczór, gdy poza mną pozostawały Żelazne Wrota, a ja zagłębiałam się w zalesioną dolinę.
Przy drodze do miasta spoglądałam na gospodarstwa, na ogół bardzo biedne. Uprawiano przydomowe ogródki, w pobliżu pasły się kozy, parę owiec, tu i ówdzie kury wodziły kurczęta, czasem nawet puszył się sam kogut, a krowa dawała znać gospodyni, że czas ją wydoić. Nad doliną, po polanach snuły się siwe dymy pachnące drewnem – część mieszkańców trudniła się wypalaniem węgla drzewnego.
Turyści chyba rzadko się tu pojawiali, gdyż pojazd na obcych znakach rejestracyjnych budził wśród mieszkańców pewne zainteresowanie.
W pobliżu miasto Zajecar, oddalone o 10km od granicy z Bułgarią
Krajobraz wzbogacił się o zaróżowione w zachodzącym słońcu skały wapienne, dolina pozostała gdzieś daleko i oto już po zmierzchu powitał mnie nadgraniczny Zajecar, miasto zagubione na krańcach naszego świata.
Ewa Utracka
fot. Ewa Utracka
W pn-wsch Serbii istnieją jeszcze inne stanowiska archeologiczne, m.in. z czasów cesarza Dioklecjana.
Kontynuowałam podróż wzdłuż Dunaju, który przypominał teraz raczej ogromne jezioro niż żeglowną rzekę.
Potężny Dunaj
Celem moim było nieduże miasto Zajecar, położone ok. 10 km od granicy z Bułgarią. Powoli zapadał niedzielny wieczór, gdy poza mną pozostawały Żelazne Wrota, a ja zagłębiałam się w zalesioną dolinę.
Przy drodze do miasta spoglądałam na gospodarstwa, na ogół bardzo biedne. Uprawiano przydomowe ogródki, w pobliżu pasły się kozy, parę owiec, tu i ówdzie kury wodziły kurczęta, czasem nawet puszył się sam kogut, a krowa dawała znać gospodyni, że czas ją wydoić. Nad doliną, po polanach snuły się siwe dymy pachnące drewnem – część mieszkańców trudniła się wypalaniem węgla drzewnego.
Turyści chyba rzadko się tu pojawiali, gdyż pojazd na obcych znakach rejestracyjnych budził wśród mieszkańców pewne zainteresowanie.
Krajobraz pn-wsch zakątka Serbii
Krajobraz wzbogacił się o zaróżowione w zachodzącym słońcu skały wapienne, dolina pozostała gdzieś daleko i oto już po zmierzchu powitał mnie nadgraniczny Zajecar, miasto zagubione na krańcach naszego świata.
Ewa Utracka
fot. Ewa Utracka