Główna aleja krakowskiego Ogrodu Botanicznego
KRAKÓW
- POŻEGNANIE ZŁOTEJ JESIENI
Październikowa
sobota, ostatni ciepły choć pochmurny lecz z przebłyskami słońca,
dzień Babiego Lata "zaprosiła" mnie na spacer po Ogrodzie
Botanicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. To jedno z
najprzyjemniejszych dla mnie miejsc w Krakowie.
Tu
można znaleźć spokój pomimo mnóstwa odwiedzających, którzy
znikają w labiryncie ogrodowych alejek. Tu czuję się „odgrodzona”
drzewami starego arboretum od komunikacyjnego szumu i hałasów.
Chwilę postałam w kolejce do kasy Ogrodu, bo przyszło wielu
Krakowian, parę wycieczek spoza naszego miasta i turystów, także
zagranicznych. Dziś fani "świata roślin" żegnali na
okres jesienno-zimowy tę uroczą enklawę Krakowa.
Na
pożegnanie pracownicy Ogrodu Botanicznego i Matka Natura
przygotowali miłą niespodziankę: w cieplarniach wyeksponowano
wiele egzotycznych, ciekawych roślin, a przede wszystkim –
storczyki! Zawsze kochałam kwiaty, podziwiałam ich różnorodność,
bogactwo barw i subtelność zapachu. Storczyki, które chciałam
oglądnąć to kwiaty niezwykłej oryginalności i urody, pochodzące
z odległych, tajemniczych lasów tropikalnych.
POMNIK OGRODNIKA
Pomnik Józefa Warszewicza, polskiego podróżnika XIXw i wielkiego
Ogrodnika
Kierując
się do Ogrodu stanęłam przed popiersiem Józefa Warszewicza
ustawionym półtora wieku temu między krzewami dereni, posadzonymi
przez Jana Śniadeckiego pod koniec XVIIIw, profesora matematyki i
astronomii, twórcy Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu
Jagiellońskiego przy już istniejącym Ogrodzie Botanicznym.
Na
płycie wyryto wzruszający wiersz Wincentego Pola, profesora
geografii krakowskiego Uniwersytetu i poety, wiersz - upamiętnienie
długoletniego przyjaciela i towarzysza broni z czasów Powstania
Listopadowego.
Właśnie dzięki Józefowi Warszewiczowi w krakowskim
Ogrodzie Botanicznym pojawiło się mnóstwo unikalnych okazów
roślin z deszczowych lasów tropiku, w tym wiele gatunków
storczyków. Do naszych czasów dotrwało „potomstwo” tylko
jednego z przywiezionych przez polskiego podróżnika gatunków,
dzięki codziennej pracy pokoleń pracowników Ogrodu.
POŻEGNALNY SPACER
Collegium Śniadeckiego
Kilka zdań o budynku Collegium
Szłam
powoli szeroką aleją wiodącą od stopni tarasu budynku
Obserwatorium Astronomicznego UJ mieszczącego się w Collegium
Śniadeckiego, w głąb Ogrodu.
Po
obu jej stronach oglądałam rabaty i klomb z jesiennymi kwiatami.
Podziwiałam
te kwiaty, ich kolory, ich fantastyczne zestawienia ze sobą i z
krzewami o pięknie wybarwiających się liściach.
Alejki i klomby
Jesienne kwiaty
Obrazy Babiego Lata
Boczna alejka
wśród "październikowych krzewów", z których opadały
listki, zawiodła mnie przez mostek nad staw połyskujący spośród
więdnących, błotnych roślin, zarośli i pokazała bajkowe obrazy
starego arboretum.
Jedna z ogrodowych sadzawek
Arboretum
Pagórek z ogródkiem "skalnym"
Przechadzając
się jego dróżkami dotarłam do sporego pagórka z ogrodem
"skalnym". Stąpałam po kamiennych stopniach, wśród
kamiennych "okruchów", kęp późnych kwiatów i porostów,
w gąszczu przeróżnych "iglaków", po czym zeszłam nad
sadzawkę z wodną roślinnością.
Ogród naskalny
Roślinność naskalna
Sadzawka
Wokół niej rozłożyste,
wiekowe drzewa, krzewy i nieznane mi ciekawe rośliny zdawały
się zadumane nad przemijaniem...
Ciekawa roślina
Arboretum
Mostek nad sadzawką
... i fontanna
Złoto,
purpura, różne odcienie brązu, zszarzała, "znurzona"
zieleń liści oraz ciemna zieleń drzew iglastych to dominujące
barwy kończącej się Złotej Jesieni.
Dalia - królowa Babiego Lata
Nieoczekiwanie ukazała mi
się grupa kwitnących fantastycznie dalii – królowych Babiego
Lata i dalej - pyszne, kolorowe rabaty na krzyżujących się
alejkach z klonami o barwach od czerwieni po żółtą, "kolekcja"
ozdobnych, więdnących już traw i subtelnych barw wrzośców u stóp
modrzewi, na wzgórku.
Wrzoścowy pagórek
Kompozycje
Piękna, polska jesień
Kolejna alejka zawiodła mnie do cieplarni,
gdzie czekała ekspozycja tłumnie podziwianych storczyków i różnych
roślin z gorących, wilgotnych lasów tropiku.
W CIEPLARNI
I
oto przechadzałam się wśród bujnej, tropikalnej roślinności
pyszniącej się szaloną zielenią, miejscami zwisającymi
seledynowymi "włosami", z żółtymi kwiatami, łaskoczącej
po twarzy i zadziwiającej liśćmi różnych kształtów, barw i ...
wzorów.
Na
powierzchni lustra wody sadzawki pływały parasolowate liście i
wdzięczne kwiaty nenufarów. W żółwim tempie kolejka entuzjastów
„pełzła” wśród okazów – być może i „potomstwa”
roślin przywiezionych tu dawno, nawet bardzo dawno temu, a wśród
nich fantazje Natury o baśniowych kształtach płatków i kolorach
czyli storczyki. Ukryte w niedostępnych, leśnych głębiach, w tej
krakowskiej cieplarni żyją sobie w temperaturze powyżej 30 st.C, w
powietrzu o odpowiednio wysokiej wilgotności. W niektórych,
łacińskich ich nazwach można zauważyć nazwisko Józefa
Warszewicza – dla upamiętnienia ich odkrywcy.
W cieplarni
Roślinność tropikalna i już...storczyki
Roślinność wodna
W tropikalnej, krakowskiej dżungli
Storczyki, storczyki...
Roślinność tropikalna
Gorąco,
duszno, pot zalewa oczy, bluzka "przyklejona" do ciała
…ale co tam! Nieważne! Fotografowałam namiętnie to niesamowite
piękno, ten prawdziwy dar Przyrody.
Rzut
oka na współtowarzyszy – wszyscy wyglądali podobnie, ocierali
pot z czoła – podobnie i też podobnie szaleńczo fotografowali.
Ech, pasjonaci...!
"Ciepło,
miło, niebo, raj...", wiele za za dużo tej wilgoci w powietrzu
i choć wokół kwitły różne "cuda", prezentowały się
zawiłe kombinacje rzadkich roślin, których nazwy nie sposób
zapamiętać, pomimo, że byłam tu wielokrotnie.
Wychodząc z tego
krakowskiego "deszczowego lasu" byłam "spracowana",
bo zrobiłam mnóstwo fotek, aż aparat się zagrzał.
Nieco
oszołomiona znalazłam się w normalnym, ludzkim świecie.
- Mój
Boże! - pomyślałam - skąd się tu wzięły te wszystkie drzewa,
krzewy, rośliny tropikalne, tyle przeróżnych gatunków, z różnych
kontynentów i miejsc?
Ileż było trzeba pomysłów, pracy,
niejednokrotnie narażenia zdrowia i życia, aby je zdobyć i
przywieźć!
Klon strzępolistny
Jesienny ogród - drzewa, krzewy, aksamitki i heliotrop
A
tu – nasze skromne nagietki, szałwia, aksamitki i ciemny heliotrop
na klombach ślą nam ostatni uśmiech Babiego Lata 2018r. Po chwili
stanęlam przed dostojnym Collegium Śniadeckiego, obok - jesienne
drzewa i znów popiersie Józefa Warszewicza,
Kim
był Warszewicz dla Krakowa, Uniwersytetu i Ogrodu Botanicznego?
JÓZEF WARSZEWICZ W WILNIE, W POWSTANIU I NA EMIGRACJI
Józef
Warszewicz urodził się w Wilnie w 1812r, w rodzinie o
patriotycznych tradycjach. Trudne warunki materialne rodziny
sprawiły, że nie ukończył studiów uniwersyteckich, lecz
rozpoczął praktykę w wileńskim ogrodzie botanicznym.
W ciągu
kilku lat zdobył doświadczenie i niemały zasób wiedzy o roślinach
ujawniając wielki talent ogrodniczy.
Na
wieść o wybuchu Powstania Listopadowego w 1830r wraz z wieloma
młodymi ludźmi z Wileńszczyzny
wstąpił w szeregi powstańców i w ogniu walk zdobywał szlify
oficerskie. Po upadku powstania został internowany w Prusach, po
czym w poszukiwaniu pracy wyjechał do Berlina, gdzie znalazł
zatrudnienie jako ogrodnik w tamtejszym ogrodzie botanicznym.
Z
upływem czasu jego wyczucie świata roślin i wyżej wymienione
zalety zostały zauważone i docenione: słynny w owym czasie uczony
i podróżnik, przyrodnik i geograf - Aleksander Humboldt, polecił
go jako znawcę systematyki roślin i doświadczonego biologa
Towarzystwu Ogrodniczemu z Belgii, które organizowało wyprawę do
dżungli Ameryki Środkowej i Południowej w celu zdobycia okazów
roślin tropikalnych do ogrodów botanicznych Europy. Trasa jej miała
przebiegać przez Gwatemalę, Nikaraguę, Kostarykę i Panamę oraz
do krajów tropiku i subtropiku Ameryki Południowej.
PODRÓŻE WARSZEWICZA
Wyprawa
wyruszyła w 1844r, lecz po przybiciu statku z jej uczestnikami do wybrzeży Gwatemali okazało się, że panuje tu żółta febra.
Wielu przybyszów wskutek epidemii zmarło, zaś Józef Warszewicz
zapoznając się z lasem tropikalnym zbierał rośliny i wysyłał
pierwsze kolekcje do Europy. Wreszcie i on zachorował i przez wiele
miesięcy zmagał się z tą ciężką chorobą. Gdy odczuł poprawę
stanu zdrowia, zdecydował się na kontynuowanie podróży, prace
badawcze i zbieranie unikalnych roślin – samotnie.
Przemierzył
Gwatemalę, Nikaraguę i Kostarykę zdobywając i opisując wiele
nieznanych wówczas w botanice okazów, szczególną uwagę zwracając
na storczyki. Po przybyciu do Panamy okazało się, że trzeba
przerwać podróż z powodu nawrotu choroby i wracać do Europy. Był już rok 1850.
Nazwisko Warszewicza było znane i sławne w
środowiskach naukowych i wśród towarzystw ogrodniczych Zachodniej
Europy, gdyż jego odważna i pionierska wyprawa poszerzyła ogromnie
wiedzę w dziedzinie biologii, botaniki zaś w szczególności
właśnie ze względu na atrakcyjność i różnorodność orchidei.
Jeszcze
w tym samym roku udał się na wyprawę do Ameryki Południowej - do
Ekwadoru, deszczowych lasów Boliwii, północnego Peru i Brazylii.
Tu znajdował niespotykane dotąd gatunki storczykowatych, które go
wielce interesowały. Opisywał także nieznane nauce okazy fauny,
badał bieg rzeki – jednego z dopływów źródłowych Amazonki.
Na
swym szlaku spotykał ludność tubylczą, niejednokrotnie wśród
Indian zamieszkując i zdrowiejąc po nawrotach choroby; zapoznał
się bowiem z dobroczynnym działaniem sproszkowanej kory drzewa
chinowego zwanej później chininą. Nasz podróżnik doznał także
i poważnych niepowodzeń: został okradziony z pieniędzy i utracił
część zbiorów na statku, który zatonął.
Na dłuższy czas
zatrzymał się w Limie i badał roślinność Andów peruwiańskich.
W 1853r zdecydował się na powrót do Europy.
WARSZEWICZ W KRAKOWIE
Józef
Warszewicz znalazł się u szczytu sławy. Swoimi odważnymi,
samotnymi wyprawami, w czasie których sporządził opisy i rysunki
nieznanych dotąd okazów flory i fauny – wiele z nich przesłał i
przywiózł do Europy, wpłynął na poszerzenie zakresu wiedzy o
przyrodzie.
Dyrekcje ogrodów botanicznych proponowały mu
współpracę, lecz Warszewicz przyjął zaproszenie przyjaciela z
czasów wileńskich i Powstania Listopadowego oraz pobytu w Berlinie,
a potem dyrektora Ogrodu Botanicznego przy Uniwersytecie
Jagiellońskim w Krakowie, Rafała Czerwiakowskiego.
Swoje kolekcje
tropikalnych roślin, w tym kilkadziesiąt gatunków ulubionych
storczyków przywiózł do Krakowa ogromnie wzbogacając tutejszą
botaniczną placówkę. Zamieszkał w pobliżu Collegium
Śniadeckiego, gdzie miał do dyspozycji własny ogród do różnych
doświadczeń. W tym czasie także sprowadził do Krakowa wiele
okazów drogą zakupu lub wymiany.
Wreszcie był wśród „swoich”,
wśród przyjaciół, po latach samotnych wędrówek przez dżungle,
zagrożeń życia i walk z nawrotami choroby, ciężkiej pracy w
„zielonym piekle” tropików.
Józef
Warszewicz zmarł nagle w 1866r. Spoczął na Cmentarzu Rakowickim, a
przyjaciel, Wincenty Pol, pasjonat przyrody, geografii i poeta
poświęcił mu piękne strofy.
Oto
w skrócie dzieje niezwykłego człowieka, który trudami swojego
życia, niezwykłą odwagą i konsekwentną działalnością zapewnił
sobie wysoką pozycję wśród podróżników – odkrywców XIXw, w
tym Polaków, powstańców z lat 1830/31 i emigrantów jak Ignacy
Domeyko, Paweł Edmund Strzelecki i innych, mniej znanych jako
eksploratorzy odległych kontynentów, a bardziej jako patriotyczni
poeci jak Wincenty Pol czy Seweryn Goszczyński.
Takie
myśli towarzyszyły mi podczas kontemplacji oryginalności i urody
orchidei i bujnej roślinności w cieplarniach.
Spojrzałam
wstecz i jeszcze raz objęłam spojrzeniem piękny, barwny obraz
Babiego Lata w Ogrodzie Botanicznym. Odwiedziny tego ciekawego
miejsca w Krakowie to pożegnanie na długie, zimowe miesiące
Ogrodu, pełnego majestatu Natury, naszej historii i relaksującej
ciszy mimo, że cały czas byłam w centrum ruchliwego, zawsze spieszącego
się miasta. Żegnaj, Złota Krakowska Jesieni! Do zobaczenia wiosną
uroczy Ogrodzie!
Ewa
Utracka
fot. Ewa Utracka