Cetynje - stara stolica Czarnogóry
NIECO
HISTORII I TRADYCJI
Droga z Budvy do Cetynje
Widokową,
wygodną drogą jechałam w stronę starej stolicy Czarnogóry, do
Cetinje, spoglądając na dzikie, niesamowite Góry Dynarskie.
Ich
pasmo na ogół skaliste, było porośnięte czymś, co trudno nazwać
lasem: widziałam skarlałe, pokręcone drzewa, często kolczaste
krzewy, trawy i jakieś porosty.
Taką roślinność określa się
mianem "makia".
Kompleks wapieni - odsłonięcie przy drodze w Górach Dynarskich
Skały porośnięte makią
Cetynje
to dziś piętnastotysięczne miasto leżące w płaskiej dolinie
śródgórskiej, na wysokości 650m npm. Szkoda, że nie przewidziano
choć krótkiego postoju, bo w tym mieście, może niezbyt ciekawym
architektonicznie, znajduje się podobno najskromniejszy i
najmniejszy pałac królewski w Europie, stąd panował książę
Nikola I, później pierwszy i zarazem ostatni król Czarnogóry.
To tu
pozostały pamiątki po rodzie Petrović-Niegosz, a w mauzoleum na
wzgórzu Orlov Krś spoczywa założyciel dynastii, książę Daniło
I; u stóp
wzgórza jest bliska sercu każdego Czarnogórca cerkiew i monastyr
pw. Narodzenia Matki Bożej z cennymi relikwiami oraz cerkiew dworska w małym parku, na Cikorze, w której spoczęły szczątki jedynej pary królewskiej
Czarnogóry.
Dworska cerkiew na Cikorze w Cetynje zbudowana pod koniec XIXw przez Nicolę I.
Zachowały się też budynki kilku ambasad z przeł. XIX
i XXw oraz teatr.
Ulica we współczesnym Cetynje
Po
drodze z Budvy pilot opowiedział w skrócie nieodległą w czasie
historię tej ziemi, czyli jak kształtowała się nowoczesna jak na
owe czasy, państwowość maleńkiego, górskiego kraju w raczej mało
sprzyjających warunkach politycznych w Europie pd – wsch dla
powstawania niepodległych państw ponad sto lat temu.
Słuchając
uważnie, w dolinie śródgórskiej ujrzałam dużą wieś, potem
jeszcze zakręt i zjazd do wsi Njegusi. Pilot opowiadał teraz o
zwyczajach i tradycji w tej niezwykłej miejscowości. Niezwykłej,
bo właśnie stąd pochodziła ostatnia dynastia czarnogórska
panująca od połowy XIXw do końca I wojny światowej w 1918r.
Młody książę Mikołaj(Nikola) objął władzę po swoich bliskich
krewnych w 1860r. Ożeniono go z 13-letnią dziewczynką, Mileną
Vukotic', córką rodziny arystokratycznej, aby zapewnić progeniturę
dynastii Petrovićów – Niegoszów.
Pan Bóg, początkowo nieco się
ociągając, pobłogosławił parę książęcą trójką książąt
i dziewięcioma księżniczkami i to one stanowiły prawdziwy skarb
rodziny królewskiej i kraju.
Z
upływem czasu książę Nikola z małżonką wydali zamąż pięć
córek za panujących książąt i krółów. Jak zapamiętałam,
jedna z nich, Elena, została żoną króla Włoch, Wiktora Emanuela
III-go, Zorka - żoną króla Serbii, Piotra z dynastii
Karadżordżjewiczów, kolejna księżniczka, Milica, poślubiła
Wielkiego Księcia Rosji
z dynastii Romanowów, jej siostra,
Anastazja, - drugiego z Wielkich Książat tejże dynastii, Anna
wyszła za panującego księcia Franciszka Józefa Battenberga.
Księcia Nikolę i księżnę Milenę zaczęto nazywać "Teściami
Europy".
Nikoli I-szemu poszczęściło się też na polu
reformowania państwa w podstawowych dziedzinach życia oraz
wprowadzenie konstytucji.
W 1910
r Nikola I i jego małżonka Milena zostali ukoronowani.
Ich
panowanie w Czarnogórze zakończyło się już w 1918r, gdy powstało
Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, po kilku latach zwane
królestwem Jugosławii z rodziną Karadżordżjewiczów jako
dynastią panującą.
Król
NikolaI wraz z małżonką przebywali wówczas na wygnaniu w San
Remo, gdzie wkrótce zmarli. W 1989r szczątki jedynej pary
królewskiej Czarnogóry oraz ich dwóch córek sprowadzono do kraju
i złożono w cerkwi na Cikorze w Cetynje.
Prawnuk króla Nicoli
I-go i królowej Mileny obecnie mieszka w Czarnogórze wraz z
najbliższymi, pobiera apanaże ze skarbu państwa, jest szefem
rodzinnej fundacji promującej Czarnogórę w świecie, posiada
apartament i ma do dyspozycji również piętro w dawnym pałacu
królewskim oraz stary dom rodziny Petrovićów-Niegoszów w Njegusi.
Zakręt nowo budowanej drogi z Cetynje do Njegusi
Wieś w Czarnogórze
Jeszcze parę minut i już Njegusi
Njegusi
to do dziś "zamknięta" wieś złożona z kilkudziesięciu
gospodarstw, rozłożona na wysokości 1000 – 1100m npm. Widziałam
świeże, zielone łąki, pasące się krowy i owce.Trochę dziwna
dla nas, turystów, tradycja powoduje, że nikt obcy nie może się
tam ot, tak sobie, przyjechać i osiedlić się, no chyba, że uda mu
się "wżenić" w tutejszą, starą rodzinę.
Poczęstunek w Njegusi
Inna
tradycja, licząca sobie ok. 600 lat dotyczy produkcji serów i szynki
wędzonej w dość specyficznych warunkach i sposobach. I owszem,
opowiedziano nam o tym wszystkim, ale po poczęstunku, a powitano nas
gościnnie, kieliszkiem rakiji. Człowiek trochę się rozprężył,
odpoczął po jeździe i wykładzie z historii, spróbował
"delikatesów" no i nabrał nieco wigoru. Chleb, sery i
szynka rzeczywiście smakowały znakomicie. Można było również
spróbować tutejszego piwa i wina, ale ten "konkret"
mięsny był najważniejszy. Pokazano nam wędzarnię szynek.
Wędzarnia
Cały
proces wędzenia wygląda mniej więcej tak: przez dwa tygodnie mięso
moczy się w roztworze soli, następnie przez pięć do dziesięciu
miesięcy poddaje się je działaniu wiatru wiejącego od gór i od
morza., zależnie od pory roku. Szynki dojrzewają zawieszane na
kilku poziomach, od czasu do czasu są okadzane dymem z drewna
bukowego. Rzeczywiście, w wędzarni bardzo smacznie pachniało
oddziaływując na wyobraźnię gości już liczących euro w
portfelach.
i....wspaniale pachnące szynki
Na
ścianie jadalni zauważyłam fotografie młodej pary królewskiej
sprzed ponad stu lat, w strojach narodowych. Po małym kieliszku
rakiji poszłam odwiedzić sklepik z pamiątkami i tu trochę mnie
"zatkało": oprócz zwykłych kubków i innych drobiazgów
wisiały podkoszulki z "dziesięcioma przykazaniami
Czarnogórca"(także i po polsku, więc nie było problemu),
dowcipnymi, informując zainteresowanego, jak postępować, by się
nie napracować.
Szkoda,
że tego nie zapisałam, ani nie sfotografowałam, ale coś niecoś
zapamiętałam.
I tak np:
- człowiek rodzi się zmęczony i żyje, by wypoczywać,
- odpoczywaj w dzień, byś mógł spać w nocy,
- jeśli widzisz kogoś, kto odpoczywa, pomóż mu w tym,
- w odpoczynku jest zbawienie – od odpoczynku jeszcze nikt nie umarł,
- gdy przypadkowo zechce ci się pracować – usiądź, poczekaj, a zobaczysz, że ci przejdzie;
w tym
duchu były też pozostałe porady.
A pewna stateczna Czarnogórka
dodała jeszcze jedno: pomóż, mój Boże, żeby mógł, a jak dalej
nie może, to weź go sobie, Panie Boże...!
Nic
dodać, nic ująć; każda nacja ma swoje mądrości i
doświadczenia...
Gospodarstwo w Njegusi
Zwykle
wracając z kolacji żartowałyśmy sobie widząc właścicieli
hotelików, pensjonatów, sklepów i restauracji przy różnych
napojach wiodących rozmowy, że właśnie układają swoim kobietom
rozkład prac na następny dzień.
Z
Njegusi do Kotoru jest w "prostej linii" 2,5 km. Przez góry
Lovcen wiedzie stara droga dla piechurów, którzy kiedyś, z
"towarem" wędrowali na targ do Kotoru.
Zapytałam
gospodarza o zimę w Njegusi. I owszem, była ostra . Śniegi -
dobrze powyżej kolan, leżały w styczniu prawie trzy tygodnie, a
mróz był - 6st C! A potem było już tylko cieplej.
Po
solidnym odpoczynku każdy z członków grupy zajął swoje miejsce i
ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu następnych "pereł". Za
Njegusi przy końcu doliny był mały przysiółek Krstac i tu była
dawna granica Cesarstwa Austro-Węgier i Czarnogóry,
a tuż za nią
przełęcz i... znaleźliśmy "super-perłę", ale o
tym...proszę o odrobinę cierpliwości, zaraz napiszę!
Ewa Utracka
fot. Ewa Utracka