Mapa fizyczna wybrzeża Czarnogóry; widoczne "agrafki" kotorskie
Boka Kotorska
BOSKIE
"AGRAFKI" KOTORSKIE
Autobus unosił mnie asfaltową drogą pośród łąk w stronę
przysiółka Krstac. Po prawej stronie ujrzałam przydrożną knajpkę
z czerwonym dachem.
Półtora wieku temu była tu karczma, a nieco
dalej posterunek przy granicy między Księstwem Czarnogóry i
Cesarstwem Austro-Węgier do czasu konferencji w Wersalu w 1919r,
kończącej Wielką Wojnę. Zgodnie z postanowieniem Kongresu
Wiedeńskiego w 1815r miasto Kotor i jego okolice, także pozostałe
miasta na wybrzeżu adriatyckim należały do Królestwa Dalmacji,
części cesarstwa Habsburgów. Panujący długie dziesięciolecia
cesarz Franciszek Józef I wojował z sąsiadami, z "buntownikami"
z wielce zmiennym szczęściem. Potrzebował dobrych dróg dla
skomunikowania miejsc działań wojennych z "centrum władzy".
Jedną z "gorących" granic na Bałkanach była granica z
prężnym, młodym krajem – Czarnogórą. Najjaśniejszy Pan wydał
rozkaz budowy drogi łączącej Kotor z posterunkiem granicznym
powyżej wsi Njegusi, w strefie przygranicznej z Czarnogórą, co
uzasadnił względami wojskowymi. Koniec, kropka!
Projektantem budowy
i nadzorcą prac został Czarnogórzec, inż. Josip Slado.
Drogę
budowało wojsko z pomocą okolicznych robotników, od przedmieścia
Kotoru, wycinając mozolnie serpentyny w skalistych, wapiennych
stokach Gór Lovcen do wspomnianego wyżej granicznego posterunku.
Roboty drogowe rozpoczęte w 1879r zakończono w 1884r; obejmowały
one niewiarygodnie trudny teren, pełen różnych niebezpiecznych
niespodzianek (przy ówczesnym stanie techniki) z zagrożeniem ze
strony Natury (wstrząsy sejsmiczne) włącznie.
Droga
z Kotoru do granicy z Czarnogórą to serpentyna o 25-ciu ostrych
zakrętach, stromych podjazdach, wąska, biegnąca ponad stromiznami, przepaściami, pośród traw, krzewów i skarlałych
drzew, licząca 25 km długości, o utwardzonej powierzchni. 1 m2 tej
drogi kosztował skarbiec habsburski 5 złotych dukatów.
Czarnogórski
inżynier, beznadziejnie zakochany w urodziwej Milenie, księżnie
Czarnogóry, dolnemu odcinkowi budowanej drogi nadał kształt litery
"M", uwieczniając w ten sposób imię swej Muzy i dając
"niemy" wyraz swoim uczuciom; dobrze, że księżna nie
miała na imię np.Olga...
Przydrożna
jadłodajnia była nadal czynna, miała czerwony dach widoczny spośród
drzew, pilot wskazał miejsce przebiegu granicy sprzed 100 lat.
Koniec (!) "agrafek"kotorskich przy przydrożnej knajpce o czerwonym dachu,
widocznym jako krótka, czerwona kreska w pobliżu grzbietu górskiego.
Przejechaliśmy przez "skalną bramę" na wysokości ok.
1000 m npm i... dziękowałam Panu Bogu w zaciszu serca, że nie
pierwszej już młodości pojazd posiadał mocne, pewne hamulce, a
kierowca zdążył już wykazać się kunsztem i refleksem w
dotychczasowej podróży z Canj do Cetynje i Njegusi.
Byłam między
wapiennymi skałami, przejechałam przez bramę skalną; stoki
górskie, drzewa i zarośla zdawały się być w " zasięgu
ręki", a ja w "łupinie"na kołach, na wąskiej,
asfaltowej "wstążce"szybko jechałam w dół, ku 25-tej
"agrafce" czyli ostremu zakrętowi drogi - serpentyny.
A
co będzie, jak zza zakrętu wynurzy się samochód jadący z dołu,
albo, co gorzej - autokar? Jak się wyminiemy? Przecież, do
cholery, tak tu wąsko, ciasno, stromo, niektórzy nawet w stronę okien woleli nie patrzeć. Ale tylko przez chwilę...
Szczęśliwie
minęliśmy 25-tą"agrafkę" i zaczęły się pokazywać
niesamowite obrazy.
W powietrzu już latały "ochy" i
"achy", pstryknęły aparaty fotograficzne, porywano się z
miejsc do okien, by zrobić wyczekaną fotkę.
Ukazywały się zalewy Boki Kotorskiej
Byliśmy ciągle
wysoko, zdawało się - pod błękitem nieba, a wokół wspaniałe
widoki na rozświetlone słońcem bliskie i odległe górskie
olbrzymy, zdobne w zieleń różnych odcieni nieco przymglone,
niebieskie zatoki i zalewy morskie oraz nieduże, jasne plamy
osiedli. Fantastycznie!
Autobus
zjechał na małą platformę widokową, zabezpieczoną barierką. -
Oooooo! - rozległo się po autobusie.
Widok z platformy widokowej na Zatokę Kotorską, Kotor i osiedla
Szybko wysiadłam i znalazłam
sobie miejsce do kontemplacji tego cudu Natury.
Tak, to był chyba
najpiękniejszy widok, jaki podziwiałam w ostatnich latach ten
bajeczny obraz Zatoki Kotorskiej, wspaniale "wyrysowany"!
Zalew Hercegnowski, Trójkątny zalew Tivatski i miasteczko Tivat
Pasmo Vranac, zalew Tivatski i Hercegnowski
Zalew Tivatski, Hercegnowski i brzeg Adriatyku
Zalew Kotorski, miasto Kotor, pasmo Vranac i zalew Risański
Nazwa "boka" to "usta"- "bocca"z języka
włoskiego, który nikomu tu do dziś nie jest obcy - czyli "Usta
Adiatyku". Zatoka jest głęboko wcięta w ląd, złożona z
kilku mniejszych zalewów. Patrząc na mapy – pierwszy od strony
Adriatyku, za cieśniną - zalew Hercegnowski, znów cieśnina i
rozległy, trójkątny zalew Tivatski, potem Risański i Kotorski.
Ten układ zalewów i cieśnin wrzynający się w pasma górskie
sprawił, że Zatoka Kotorska jest uważana przez niektórych za
jedyny fiord Południa Europy.
Zalewy Zatoki Kotorskiej
Zalew Kotorski i skaliste zbocza Gór Lovcen
Zalewy Zatoki Kotorskiej
Nad
Zatoką, w dali drzemały stare miasta – przymglone, jak odległy Herceg
Novi, wyraźnie widoczny Tivat z pasem startowym lotniska i mariną,
niewidoczny, zabytkowy Risan – widać było tylko zalew risański,
Kotor i Perast przesłonięty przez zieleń i masyw Lovcen nieomal u
naszych stóp. Spoglądałam na przepastne stromizny, żebra skalne,
białe, szare, ozdobione zielenią makii.
Zalew Tivatski i lotnisko w Tivat
Kotor czyli Cattaro nad zalewem u stóp Gór Lovcen
Do Kotoru zawinął wycieczkowiec
Wycieczkowiec zacumował w pobliżu bramy miejskiej
Do przystani w Kotorze
przypłynął biały wycieczkowiec i stał zacumowany w pobliżu
zabudowań. Powiodłam wzrokiem w prawo i ujrzałam "zygzak"
drogi dla piechurów, o której słyszałam w Njegusi.
Droga dla pieszych idących z Njegusi do Kotoru
Dawno, dawno
temu pewnie to była ścieżka, którą wydeptywały stopy górali
przez kilkanaście wieków chodzących na targi do Kotoru. Oczom nie
wierzyłam! Wieś była odległa od morza zaledwie o 2,5 km w linii
powietrznej!
Z tyłu, za plecami miałam strome, kamieniste zbocze, miejscami porośnięte rzadką, długą trawą, kolczastymi krzewami; tu i tam sterczały często nagie, karłowate, pokrzywione drzewa i jakieś nieznane mi kwitnące rośliny - taki boży "makroskalniak", sięgający aż po skalisty grzbiet, którym można dojść do Mauzoleum Petroviczów-Niegoszów. Spoglądałam na marinę w Kotorze i oryginalne pasmo Vranac z tak uformowanym przez erozję stokiem, że wyglądał jak pofafdowany, niższe od innych pasm nad zatoką.
Z tyłu, za plecami miałam strome, kamieniste zbocze, miejscami porośnięte rzadką, długą trawą, kolczastymi krzewami; tu i tam sterczały często nagie, karłowate, pokrzywione drzewa i jakieś nieznane mi kwitnące rośliny - taki boży "makroskalniak", sięgający aż po skalisty grzbiet, którym można dojść do Mauzoleum Petroviczów-Niegoszów. Spoglądałam na marinę w Kotorze i oryginalne pasmo Vranac z tak uformowanym przez erozję stokiem, że wyglądał jak pofafdowany, niższe od innych pasm nad zatoką.
Jeszcze jedno spojrzenie na Bokę Kotorską z PN Gór Lovcen
Szybkie, pamiątkowe zdjęcia i już, już wsiadałam do autobusu.
Kilkanaście minut podziwu dla tak zaskakującego piękna widoków
Przyrody to trochę mało!
Mijały
kolejne "agrafki".
Strome zjazdy, 22-ga "agrafka, 21-sza – minęli nas motocykliści spotkani w Njegusi i już ich nie było; 20-ty zakręt i stromy zjazd.
22-ga "agrafka"
Motocykliści spotkani w Njegusi
Strome zjazdy, 22-ga "agrafka, 21-sza – minęli nas motocykliści spotkani w Njegusi i już ich nie było; 20-ty zakręt i stromy zjazd.
20-ta "agrafka" czyli jeszcze 20 km do Kotoru
Nachylenie drogi
Zabezpieczenie drogi
Martwe, wyschłe drzewa na słonecznym stoku
Widok z serpentyn na fortyfikacje Kotoru
"M" jak Milena czyli już niedaleko do Kotoru
Po
chwili oglądałam drogę wygiętą w literę "M"- jak
Milena, czyli nie daleko do Kotoru. Kolejne "agrafki"
wywoływały w człowieku nowe porcje zauroczenia, emocji bez
refleksji – na nie przyszedł czas później.
Około
10-tej agrafki było spotkanie z samochodami osobowymi; musiały się
cofać do poszerzonego miejsca drogi; wtedy mogły ostrożnie minąć
autobus.
Dalsza
podróż do Kotoru odbyła się bez przeszkód. Zjazd "boskimi
agrafkami" trwał godzinę, 25 km drogi "piękniejszej od
zachwytu" i tak właśnie ją będę pamiętać i wspominać.
Początek "boskich agrafek". U góry widoczny dach knajpki przy granicy sprzed stulecia.
Jacht cumujący w kotorskiej marinie
Widok na bulwar i "las masztów" w przystani
Autobus
podążał wzdłuż mariny – po lewej "las " masztów,
"gąszcz" łodzi i jachtów. Wreszcie przy nabrzeżu,
naprzeciw bramy w murach miejskich, w odległości ok. 100 m stał
zacumowany potężny "blok mieszkalny", hotel z
restauracją, klubami, kawiarniami itd, pływający "pałac
whisky i rakiji" ten sam, który widziałam z góry, z punktu
widokowego.
Wzdłuż
bulwaru "płynął" tłum przybyszów - część do lokali
gastronomicznych, część do Starego Miasta. "Wąż"
"męczenników " turystyki górskiej pełzł kamienistą
drogą, w pełnym słońcu, w stronę kościoła Matki Bożej od
Zdrowia i wyżej, do ilirskiej twierdzy na Samotnym Wzgórzu. Za
fantastyczno-bajkowe widoki trzeba bowiem zapłacić wylanym potem i
dużym wysiłkiem. No, ale warto...!
Siedząc wygodnie w autobusie spoglądałam na lśniące wody Zatoki Kotorskiej, na zabudowania, podziwiałam uroczą, pełną światła krainę olbrzymich, wapiennych grzbietów, zieleni cyprysów i palm, kolorowo kwitnących oleandrów, domów, pałacyków, kościołów, łodzi, jachtów.
Przejazd przez Kotor wzdłuż zatoki
Siedząc wygodnie w autobusie spoglądałam na lśniące wody Zatoki Kotorskiej, na zabudowania, podziwiałam uroczą, pełną światła krainę olbrzymich, wapiennych grzbietów, zieleni cyprysów i palm, kolorowo kwitnących oleandrów, domów, pałacyków, kościołów, łodzi, jachtów.
Jadąc
drogą wzdłuż zatoki widziałam hodowle małży, które potem
ludzie spożywali w restauracjach.
Przebywałam
chyba najdłuższe przedmieście w Europie, zwane Dobrota, co oznacza
"miejsce dobre do życia", które rozwijało się nad
Zatoką Kotorską poza Starym Kotorem przez ostatnie stulecia i
rozwija nadal. Gdy na Bałkanach pojawili się Turcy Osmańscy,
ludzie porzucali swe domy, pola, majątek i szukali miejsc
bezpiecznych do osiedlenia. Taką oazą spokoju zdawały się być
miasta leżące nad Adriatykiem, za przepaścistymi, zalesionymi
górami i tam przeważnie się kierowali. Bezpiecznymi wydawały się
Kotor i Perast, bo tam muzułmanie nie dotarli – miasta, które się
obroniły pomimo paru ponawianych prób. Liczba mieszkańców Kotoru
w XVIw przekroczyła 5000 ludzi; wówczas bogata szlachta i kupcy
stopniowo opuszczali miasto, budowali nowe domy, nadmorskie
rezydencje i kościoły, nad wodą, w cieniu drzew i tam znajdowali
swoje "miejsce dobre do życia".
Ewa
Utracka
fot. Ewa Utracka
fot. Ewa Utracka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz