Fragment mapy wybrzeża południowej Dalmacji
Google Earth
Z Dubrownika do przeprawy promowej
Południowa Dalmacja
ZATOKA I MIASTO VELA LUKA
W upale
godzin popołudniowych jechałam autokarem "Jadranką" z
Dubrownika przez południową
Dalmację do przeprawy promowej na wyspę Korculę. Pięknie
wyrzeźbione przez erozję góry, wysuszone trawy, drzemiące
osiedla, autostrada, potem droga i miasto Ston z zabytkowymi murami
obronnymi, wspinającymi się pod górę "tonęły w cieple"
naszej gwiazdy dziennej.
Zabytkowe mury obronne miasta Ston
Półwysep Peljesac; miasteczko z przeprawą promową w pobliżu Ston
Jeszcze chwila w chłodnym wnętrzu pojazdu
i wysiadłam na parkingu pod palmami. Do przystani zbliżał się
wielki prom. Od razu całe otoczenie się ożywiło: samochody
osobowe, ciężarowe i nasz autokar "ustawiły się" w
kolejce, by wjechać do wnętrza statku. Pasażerowie szli z boku ,
jeden za drugim i zajmowali miejsca na pokładach. Załadunek poszedł
sprawnie i... odbiliśmy od nabrzeża.
Kolejka samochodów do promu
Wjazd samochodów i wejście pasażerów na prom
Półwysep Peljesac; marina
Stałam
na górnym pokładzie znajdując się w centrum fantastycznej krainy.
Nieważne, że wiatr był trochę chłodny, a słońce dobrze
przygrzewało: takiej malowniczej panoramy, jaką oglądałam - nie
zapomnę nigdy.
Z mojej morskiej podróży zapamiętałam Korculę
jako długie, zielone wzgórze o wielu kulminacjach i obniżeniach,
lesistych stolach schodzących do morza, czasem wypłaszczających
się, zakończonych kamienistym obrzeżem lub gościnną plażą,
lecz zawsze tworzących urocze zatoczki.
Zapamiętałam niewielkie
osiedla, hodowle małży i parę małych wysepek.
Wyspę
Korculę pokrywa szalona, bujna zieleń wyrosła na brunatnej
zwietrzelinie skał wapienno - dolomitycznych – taką ją oglądałam
z pokładu promu, który płynął ku zachodniej części wyspy.
Wreszcie "kolos" zawinął do zatoki o nazwie Vela Luka i
po chwili zacumował w przystani. Na powierzchni wody zaroiło się
od łodzi motorowych – to mieszkańcy miasta Vela Luka proponowali
usługi transportowe upatrzonym pasażerom zmierzającym do
pensjonatów i hoteli po drugiej stronie zatoki.
Vela Luka - miasto i przystań
Vela
Luka to najludniejsze, bo liczące 4 – 5 tys mieszkańców miasto,
o zwartej zabudowie typowej dla małych, słoneczno - sennych miast
Południa z dominującą nad domami wieżą kościoła pw św.
Józefa, które rozłożyło się nad "zatoką zatoki" Vela
Luka.
Kiedyś,
w "odległej" historii mieszkali tu Ilirowie i Grecy,
którzy założyli osadę
rybacką,
o czym świadczą znaleziska archeologiczne w sąsiedztwie groty w
lesie na wzgórzu, ponad miastem. W wiekach średnich i później
mieszkańcy niejednokrotnie bronili się przed grasującymi na wodach
Adriatyku, piratami.
Zawsze jednak osada dźwigała się ze zgliszcz
i z upływem czasu nabierała charakteru małego miasta. Stała się
nim wraz z pojawieniem się przemysłu stoczniowego i przetwórczego,
zaspokajającego lokalne potrzeby; ale to już był XXw.
Do dziś
przy nabrzeżach cumują statki towarowe, wycieczkowe, łodzie
motorowe i inne jednostki pływające "rodem" ze stoczni w
Vela Luka. Zatoka Vela Luka jest miejscem bardzo ruchliwym, a
tutejsza przystań promowa jest połączona linami rejsowymi z
wieloma miastami i kurortami na stałym lądzie.
Pewnego
popołudnia skorzystałam z "deptaka", o którym
dowiedziałam się, że można obejść zatokę i wyruszyłam na
spacer wzdłuż nabrzeża.
Widok na miasto i marinę
Oglądałam różne łodzie motorowe,
jachty i stary statek, który na pewno odbył wiele podróży
bliższych i dalszych. O, tu ktoś przypłynął, zacumował i
wynosił na brzeg jakieś bagaże i paczki. Dalej kilku mężczyzn
rozmawiało o połowie ryb i sprawdzaniu hodowli małży. Tam ktoś
fotografował widok na zatokę o zachodzie słońca, itp. Doszłam do
przydrożnej kaplicy i poszłam dalej, wzdłuż nabrzeża.
Kaplica
Jednostki pływające różnego przeznaczenia i wieku
Duży statek wycieczkowy
Spoglądałam na zalesione wzgórza otaczające miasto, pensjonaty w
ogrodach, starych ludzi siedzących na ławkach przy swoich domach,
odległy hotel, do którego trzeba niebawem wracać na kolację, a
obok, na trawniku rosły rozczochrane palmy, które towarzyszyć mi
będą w drodze powrotnej.
Przystań promowa w Vela Luka; widok z tarasu hotelu
Vela Lula - widok z "mojego"okna w hotelu
Plaża przed hotelem
Ładne, zadbane miasto, gdzie nie ma
męczącego ruchu ulicznego, nie słychać klaksonów, odzywa się
tylko dzwon na wieży kościelnej, a zbytkowna, elegancka nowoczesność zarówno w zabudowie miasta jak i hoteli dla przyjezdnych nie uderza w
oczy. Skromnie lecz wygodnie, czysto i spokojnie; i to mi się
spodobało w Vela Luka.
NA
"BEZLUDNEJ" WYSPIE
Rano,
po śniadaniu, zacumował przed hotelem statek wycieczkowy.
Po trapie
wraz z innymi pasażerami weszłam na pokład i zajęłam miejsce
tak, bym mogła sobie swobodnie fotografować.
Statek odbił od
nabrzeża i wyruszył w rejs wycieczkowy na maleńką wysepkę
Proizd.
Rejs na wysepkę Proizd
Rejs na wysepkę Proizd; wybrzeżą Korculi
Dla mnie, rasowego szczura lądowego, to była frajda,
prawdziwa przyjemność. Leciutka poranna mgiełka, a za nią w dali
zamykał horyzont łańcuch Gór Dynarskich na "stałym lądzie";
wokół mnie piękny Adriatyk, leciutko pofalowany i jedna, druga,
trzecia i kolejna większa lub maleńka wysepka, a każda
"zarośnięta" w środku,
o kamienistym brzegu.
Obserwowałam żaglówki i małe jachty spragnionych kąpieli
i
nurkowania letników. Jedni płynęli na Proizd, inni na sąsiednie
wyspy.
Doznawałam uczucia spokoju wewnętrznego, nie słuchałam
przyciszonych rozmów; uważałam że każdy cenił sobie ciszę i
wypoczynek.
Statek "przytulił się" do nabrzeża wyspy
Proizd.
Mapa bezludnej wyspy Proizd
Podeszłam do dużej mapy wyspy z zaznaczonymi
obiektami:jeden z nich to restauracja, a drugi to przebieralnia, do
której weszłam, żeby zrobić porządek ze swoim strojem –
zmienić go z turystycznego na wyspiarski czyli swobodny.
Żeby
ułożyć sobie plan kilkugodzinnego pobytu dokładnie przyjrzałam
się wysepce.
Jej
linia brzegowa była urozmaicona – były tam liczne zatoczki, z
tego w czterech były plaże. Do każdej z nich prowadziła
"odnoga"drogi przez las. Dróg i ścieżek na wyspie było
wiele. Można było dowolnie spacerować, zmieniać plaże, co też
wkrótce rozpoczęłam.
Las na wyspie
Już
w stosownym stroju, bez okularów przeciwsłonecznych i kapelusza
(czego bardzo nie lubię) szłam sobie przez las, który wręcz
zachęcał do spaceru. Wzdłuż "głównej arterii" leśnej
były poustawiane wygodne, drewniane ławki, na drzewach były
drewniane tablice info, czym spacerowicza las ma obdarzyć i jakie w
tym celu należy wykonać ćwiczenia oddechowo - gimnastyczne.
Uśmiechnęłam się do siebie w duchu, ale do propozycji ćwiczeń
się zastosowałam. Oddychałam głęboko wciągając w płuca
wspaniałe, pachnące sosną i innymi iglakami powietrze, nagrzane
słońcem.
Las na wyspie
Trochę gimnastyki i nabrałam ochoty na spacer do
najbliższej plaży. I to było "pudło!"Mapa przy
przystani bynajmniej nie zawierała informacji, że była tu plaża
nudystów. Kilkanaście golasów i golasek cieszyło się słońcem i
kąpielą w wodzie jak kryształ i nikt nie zauważył nieciekawej, "tekstylnej" postaci, wyglądającej spośród krzewów
wilczego łyka.
Roślinność wyspy
Ostrożnie wycofałam się do głównej drogi.
Spacerowałam po lesie pełnym wysokopiennych sosen i rozczochranych,
zielonych pinii, krzewów kolczastych, a wszystkie splątane,
pachnące suchym igliwiem i ziołami, w miłym cieniu.
Droga do plaży w zatoce
Poszłam na
plażę dokąd zmierzali pojedynczy wędrowcy. Po chwili ujrzałam
zatokę z dość rozległą "plażą", gdzie w brunatnej
zwietrzelinie tkwiły tu i ówdzie kępy wyschniętej trawy i
niewielkie kamienie.; nie bardzo miejsce nadawało się do rozłożenia
np ręcznika czy materaca, ale to zależało od ewentualnego
użytkownika miejsca. Ja wyszukałam sobie na "siedzisko"
wygodny, gładki konar.
Plaża w zatoce
"Na plaży fajnie jest!"
Do wody wchodzi się w specjalnych, gumowych
pantoflach. W ostatniej chwili przed wyjazdem z Polski pożyczyłam
takie "buty" wprawdzie trochę na mnie za duże ale
"darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby". Bez nich nie
dałoby się dojść do wody, ani w niej się poruszać. A woda była
uuuummm...fantastyczna, lazurowo – turkusowa, co prawda nie
"wrzątek" ale ostatecznie można było wytrzymać. Nie
musiałam lepić plastrów na kręgosłupie w nocy.
W słońcu grzały się bardzo odległe
Góry Dynarskie, a bliżej małe wysepki, kołysały się też żaglówki. Zmieniłam plażę na półkowo – skalistą.
Zarośla w pobliżu plaży
Plaża skalista. Połogie wychodnie skał
Plaża skalista
Była
ciekawsza i ladniejsza krajobrazowo, a także było gdzie ułozyć
ciało.
Ubrałam znów moje "siedmiomilowe" buty i miałam odczucie, że "wjeżdżałam" do morza w rakietach
śnieżnych, a przy odrobinie wyobraźni nawet w nartach skiturowych, lecz znów cieszyłam się
kąpielą i widokami.
Tak też miło popływać
Potem była przechadzka po pachnącym lesie i seria
głębokich oddechów, kawa w restauracji i...żegnaj, bezludna
wysepko! Będę Cię zawsze miło wspominać.
Trasa spaceru przez las
Wypoczynek
był udany; nie musiałam się wysilać na czytanie, konwersacje czy
też niezbyt potrzebne rozmyślania; ale rozwiązałam krzyżówkę i
przeprowadziłam dwie rozmowy z rodziną w Polsce. I o to chodziło.
Potem był znów rejs po trasie Proizd – Vela Luka.
I już rejs powrotny
REJS
DO SPLITU
Autokarem
podróżowałam przez wyspę Korculę. Zwiedziłam zabytkowe miasto Korcula - o czym potem, i odwiedziłam równie zabytkową winiarnię z początków XXw
we wsi Smokvica.
Widok na Smokvicę
Osada
ładnie usytuowana, przytulona do stoku wzgórza, wśród winnic,
sadów i kwitnących krzewów.
Stare urządzenia do produkcji win
Obejrzałam stare oprzyrządowanie
wytwórni win, coś niecoś dowiedziałam się o ich produkcji, po
czym przeszliśmy do probierni, gdzie odbyła się degustacja
trunków.
Degustacja win i nalewek w winiarni
A
było co próbować! Wybór win mógł zaspokoić nawet najbardziej
wybrednych amatorów tej "złotej krwi słońca, którą lud prosty nazywa winem", jak powiedziałby szlachetny
Petroniusz, rzymski poeta czasów Nerona, podobno świetny znawca
win.
I ja, w cichości ducha, wybrałam wino o delikatnym smaku i
aromacie, wino – jakiego jeszcze nigdy nie smakowałam lecz cena
tego "cudu"sztuki winiarskiej mogła powalić nawet
wycieczkowego Krezusa. Tak więc pozostało mi tylko wspomnienie jego
walorów. Nieco rozmarzona wracałam autokarem do Vela Luka
spoglądając na radosną zieleń tutejszej roślinności
pachnącej ziołami. Patrzyłam na różne odmiany sosen, dzikie
oliwki i dęby korkowe, a w pobliżu gospodarstw znajdowałam
oleandry, różne, także kwitnące kaktusy i passiflorę.
Passiflora
Usłyszałam
też pewną ciekawostkę, która mnie zadziwiła i nie bardzo mogłam
w nią uwierzyć: podobno Korcula to jedyne w Europie miejsce, gdzie
można spotkać... szakala!
O
godz. 4 rano, kiedy ludzie zmieniają pozycję spania, w
porze, kiedy raczej mogłabym powiedzieć "dobranoc" a
nie "do widzenia", bye – bye! opuszczałam hotel wlokąc
swój wycieczkowy dobytek za sobą do autokaru.
Przebycie krótkiej
drogi nie było zbyt przyjemne, gdyż wokół szalały błyskawice, grzmiało z każdej strony i tylko ulewy brakowało! Ale niebiosa
czuwały nad męczennikami i burza srożyła się lecz "na
sucho".
W
pobliżu przystani trzeba było opuścić autokar, który ustawił
się "w kolejce" do promu, którego jednak nawet widać nie
było.
Kolejka samochodów do promu
Ale – wciąż byłam na Bałkanach, gdzie wszystko odbywa
się "polako, polako" czyli bez niemądrego pośpiechu
(powoli, powoli). Czas jednak płynął, niebo rozjaśniało się,
gdy wreszcie przypłynął prom do Splitu. Otworzono "zapory"
i powoli zaczęły do jego wielkiego wnętrza wjeżdżać różne
pojazdy, nawet ciężarówka z badziewiem, jakiego dawno świat nie
widział.
Trwa załadunek
Polako, polako załadunek się zakończył i światła Vela Luki
zostały w oddali. Czekał mnie 3-godzinny rejs do Splitu.
Prom do Splitu
Siedziałam w fotelu w salonie pasażerskim i gdy śpiochy dosypiały,
spożywałam, co Pan Bóg dał, a kuchnia w hotelu przygotowała i
zgrabnie zapakowała.
Pomieszczenie dla pasażerów
Gdy błysnęły promienie wyspanego,
roześmianego słońca, należało wyruszyć przed siebie i zwiedzić
prom, skoro taka okazja się nadarzyła.
Przechadzka po pokładach statku
Przechadzając
się po pokładach oglądałam morskie pejzaże, a chłodny wiatr
pracował nad moim turystycznym uczesaniem.
Adriatyk
Spotkanie na morzu
Podczas tej wędrówki
widziałam równie duży prom płynący ze Splitu na jakąś wyspę,
a im bliżej było do portu przeznaczenia, tym takie spotkania były
częstsze.
Trudno było usiedzieć na miejscu, gdyż otoczenie –
wyłaniające się z porannej mgiełki góry, wyspy, osiedla, piękne
morze wraz z porannym, ożywczym wiatrem po prostu chłonęłam.
Latarnia morska na wyspie
Za kolka chwil - Split
Tak
upływały chwile tej morskiej podróży, aż ukazały się wieże
katedry i potężne wycieczkowce cumujące u nabrzeży dużego portu
w starym, rzymskim Spoletum czyli w Splicie.
Ewa Utracka
fot. Ewa Utracka
Maciek Utracki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz