sobota, 2 maja 2020

CHORWACJA; KORCULA - WYSPA PEŁNA SŁOŃCA



 
                                      Fragment mapy wybrzeża południowej Dalmacji
   Google Earth 
                                              Z Dubrownika do przeprawy promowej
                                                        Południowa Dalmacja

                             ZATOKA I MIASTO VELA LUKA

          W upale godzin popołudniowych jechałam autokarem "Jadranką" z Dubrownika przez południową Dalmację do przeprawy promowej na wyspę Korculę. Pięknie wyrzeźbione przez erozję góry, wysuszone trawy, drzemiące osiedla, autostrada, potem droga i miasto Ston z zabytkowymi murami obronnymi, wspinającymi się pod górę "tonęły w cieple" naszej gwiazdy dziennej. 
                                      Zabytkowe mury obronne miasta Ston
              Półwysep Peljesac; miasteczko z przeprawą promową w pobliżu Ston

Jeszcze chwila w chłodnym wnętrzu pojazdu i wysiadłam na parkingu pod palmami. Do przystani zbliżał się wielki prom. Od razu całe otoczenie się ożywiło: samochody osobowe, ciężarowe i nasz autokar "ustawiły się" w kolejce, by wjechać do wnętrza statku. Pasażerowie szli z boku , jeden za drugim i zajmowali miejsca na pokładach. Załadunek poszedł sprawnie i... odbiliśmy od nabrzeża.
                                          Kolejka samochodów do promu
                               Wjazd samochodów i wejście pasażerów na prom
                                            Półwysep Peljesac; marina

Stałam na górnym pokładzie znajdując się w centrum fantastycznej krainy. 
Nieważne, że wiatr był trochę chłodny, a słońce dobrze przygrzewało: takiej malowniczej panoramy, jaką oglądałam - nie zapomnę nigdy. 
Z mojej morskiej podróży zapamiętałam Korculę jako długie, zielone wzgórze o wielu kulminacjach i obniżeniach, lesistych stolach schodzących do morza, czasem wypłaszczających się, zakończonych kamienistym obrzeżem lub gościnną plażą, lecz zawsze tworzących urocze zatoczki. 
Zapamiętałam niewielkie osiedla, hodowle małży i parę małych wysepek.
Wyspę Korculę pokrywa szalona, bujna zieleń wyrosła na brunatnej zwietrzelinie skał wapienno - dolomitycznych – taką ją oglądałam z pokładu promu, który płynął ku zachodniej części wyspy. 
Wreszcie "kolos" zawinął do zatoki o nazwie Vela Luka i po chwili zacumował w przystani. Na powierzchni wody zaroiło się od łodzi motorowych – to mieszkańcy miasta Vela Luka proponowali usługi transportowe upatrzonym pasażerom zmierzającym do pensjonatów i hoteli po drugiej stronie zatoki.
                                                  Vela Luka - miasto i przystań
Vela Luka to najludniejsze, bo liczące 4 – 5 tys mieszkańców miasto, o zwartej zabudowie typowej dla małych, słoneczno - sennych miast Południa z dominującą nad domami wieżą kościoła pw św. Józefa, które rozłożyło się nad "zatoką zatoki" Vela Luka.
Kiedyś, w "odległej" historii mieszkali tu Ilirowie i Grecy, którzy założyli osadę
rybacką, o czym świadczą znaleziska archeologiczne w sąsiedztwie groty w lesie na wzgórzu, ponad miastem. W wiekach średnich i później mieszkańcy niejednokrotnie bronili się przed grasującymi na wodach Adriatyku, piratami. 
Zawsze jednak osada dźwigała się ze zgliszcz i z upływem czasu nabierała charakteru małego miasta. Stała się nim wraz z pojawieniem się przemysłu stoczniowego i przetwórczego, zaspokajającego lokalne potrzeby; ale to już był XXw. 
Do dziś przy nabrzeżach cumują statki towarowe, wycieczkowe, łodzie motorowe i inne jednostki pływające "rodem" ze stoczni w Vela Luka. Zatoka Vela Luka jest miejscem bardzo ruchliwym, a tutejsza przystań promowa jest połączona linami rejsowymi z wieloma miastami i kurortami na stałym lądzie.
Pewnego popołudnia skorzystałam z "deptaka", o którym dowiedziałam się, że można obejść zatokę i wyruszyłam na spacer wzdłuż nabrzeża.
                                                 Widok na miasto i marinę

Oglądałam różne łodzie motorowe, jachty i stary statek, który na pewno odbył wiele podróży bliższych i dalszych. O, tu ktoś przypłynął, zacumował i wynosił na brzeg jakieś bagaże i paczki. Dalej kilku mężczyzn rozmawiało o połowie ryb i sprawdzaniu hodowli małży. Tam ktoś fotografował widok na zatokę o zachodzie słońca, itp. Doszłam do przydrożnej kaplicy i poszłam dalej, wzdłuż nabrzeża. 
                                                                Kaplica
                           Jednostki pływające różnego przeznaczenia i wieku
                                                 Duży statek wycieczkowy

Spoglądałam na zalesione wzgórza otaczające miasto, pensjonaty w ogrodach, starych ludzi siedzących na ławkach przy swoich domach, odległy hotel, do którego trzeba niebawem wracać na kolację, a obok, na trawniku rosły rozczochrane palmy, które towarzyszyć mi będą w drodze powrotnej. 
                            Przystań promowa w Vela Luka; widok z tarasu hotelu
                                  Vela Lula - widok z "mojego"okna w hotelu
                                                       Plaża przed hotelem

Ładne, zadbane miasto, gdzie nie ma męczącego ruchu ulicznego, nie słychać klaksonów, odzywa się tylko dzwon na wieży kościelnej, a zbytkowna, elegancka nowoczesność zarówno w zabudowie miasta jak i hoteli dla przyjezdnych nie uderza w oczy. Skromnie lecz wygodnie, czysto i spokojnie; i to mi się spodobało w Vela Luka.

                                NA "BEZLUDNEJ" WYSPIE

Rano, po śniadaniu, zacumował przed hotelem statek wycieczkowy. 
Po trapie wraz z innymi pasażerami weszłam na pokład i zajęłam miejsce tak, bym mogła sobie swobodnie fotografować. 
Statek odbił od nabrzeża i wyruszył w rejs wycieczkowy na maleńką wysepkę Proizd. 
                                                    Rejs na wysepkę Proizd
                                 Rejs na wysepkę Proizd; wybrzeżą Korculi

Dla mnie, rasowego szczura lądowego, to była frajda, prawdziwa przyjemność. Leciutka poranna mgiełka, a za nią w dali zamykał horyzont łańcuch Gór Dynarskich na "stałym lądzie"; wokół mnie piękny Adriatyk, leciutko pofalowany i jedna, druga, trzecia i kolejna większa lub maleńka wysepka, a każda "zarośnięta" w środku, 
o kamienistym brzegu. Obserwowałam żaglówki i małe jachty spragnionych kąpieli 
i nurkowania letników. Jedni płynęli na Proizd, inni na sąsiednie wyspy. 
Doznawałam uczucia spokoju wewnętrznego, nie słuchałam przyciszonych rozmów; uważałam że każdy cenił sobie ciszę i wypoczynek. 
Statek "przytulił się" do nabrzeża wyspy Proizd. 
                                            Mapa bezludnej wyspy Proizd

Podeszłam do dużej mapy wyspy z zaznaczonymi obiektami:jeden z nich to restauracja, a drugi to przebieralnia, do której weszłam, żeby zrobić porządek ze swoim strojem – zmienić go z turystycznego na wyspiarski czyli swobodny.
Żeby ułożyć sobie plan kilkugodzinnego pobytu dokładnie przyjrzałam się wysepce.
Jej linia brzegowa była urozmaicona – były tam liczne zatoczki, z tego w czterech były plaże. Do każdej z nich prowadziła "odnoga"drogi przez las. Dróg i ścieżek na wyspie było wiele. Można było dowolnie spacerować, zmieniać plaże, co też wkrótce rozpoczęłam.
                                                          Las na wyspie

Już w stosownym stroju, bez okularów przeciwsłonecznych i kapelusza (czego bardzo nie lubię) szłam sobie przez las, który wręcz zachęcał do spaceru. Wzdłuż "głównej arterii" leśnej były poustawiane wygodne, drewniane ławki, na drzewach były drewniane tablice info, czym spacerowicza las ma obdarzyć i jakie w tym celu należy wykonać ćwiczenia oddechowo - gimnastyczne. 
Uśmiechnęłam się do siebie w duchu, ale do propozycji ćwiczeń się zastosowałam. Oddychałam głęboko wciągając w płuca wspaniałe, pachnące sosną i innymi iglakami powietrze, nagrzane słońcem. 
                                                       Las na wyspie

Trochę gimnastyki i nabrałam ochoty na spacer do najbliższej plaży. I to było "pudło!"Mapa przy przystani bynajmniej nie zawierała informacji, że była tu plaża nudystów. Kilkanaście golasów i golasek cieszyło się słońcem i kąpielą w wodzie jak kryształ i nikt nie zauważył nieciekawej, "tekstylnej" postaci, wyglądającej spośród krzewów wilczego łyka. 
                                                             Roślinność wyspy
Ostrożnie wycofałam się do głównej drogi. Spacerowałam po lesie pełnym wysokopiennych sosen i rozczochranych, zielonych pinii, krzewów kolczastych, a wszystkie splątane, pachnące suchym igliwiem i ziołami, w miłym cieniu. 
                                                 Droga do plaży w zatoce

Poszłam na plażę dokąd zmierzali pojedynczy wędrowcy. Po chwili ujrzałam zatokę z dość rozległą "plażą", gdzie w brunatnej zwietrzelinie tkwiły tu i ówdzie kępy wyschniętej trawy i niewielkie kamienie.; nie bardzo miejsce nadawało się do rozłożenia np ręcznika czy materaca, ale to zależało od ewentualnego użytkownika miejsca. Ja wyszukałam sobie na "siedzisko" wygodny, gładki konar. 
                                                           Plaża w zatoce
                                                    "Na plaży fajnie jest!"

Do wody wchodzi się w specjalnych, gumowych pantoflach. W ostatniej chwili przed wyjazdem z Polski pożyczyłam takie "buty" wprawdzie trochę na mnie za duże ale "darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby". Bez nich nie dałoby się dojść do wody, ani w niej się poruszać. A woda była uuuummm...fantastyczna, lazurowo – turkusowa, co prawda nie "wrzątek" ale ostatecznie można było wytrzymać. Nie musiałam lepić plastrów na kręgosłupie w nocy. 
W słońcu grzały się bardzo odległe Góry Dynarskie, a bliżej małe wysepki, kołysały się też żaglówki. Zmieniłam plażę na półkowo – skalistą. 
                                                Zarośla w pobliżu plaży
                                      Plaża skalista. Połogie wychodnie skał
                                                           Plaża skalista

Była ciekawsza i ladniejsza krajobrazowo, a także było gdzie ułozyć ciało. 
Ubrałam znów moje "siedmiomilowe" buty i miałam odczucie, że "wjeżdżałam" do morza w rakietach śnieżnych, a przy odrobinie wyobraźni nawet w nartach skiturowych, lecz znów cieszyłam się kąpielą i widokami.
                                                      Tak też miło popływać
Potem była przechadzka po pachnącym lesie i seria głębokich oddechów, kawa w restauracji i...żegnaj, bezludna wysepko! Będę Cię zawsze miło wspominać.
                                                     Trasa spaceru przez las

Wypoczynek był udany; nie musiałam się wysilać na czytanie, konwersacje czy też niezbyt potrzebne rozmyślania; ale rozwiązałam krzyżówkę i przeprowadziłam dwie rozmowy z rodziną w Polsce. I o to chodziło. Potem był znów rejs po trasie Proizd – Vela Luka.
                                                        I już rejs powrotny


                                           REJS DO SPLITU

Autokarem podróżowałam przez wyspę Korculę. Zwiedziłam zabytkowe miasto Korcula - o czym potem, i odwiedziłam równie zabytkową winiarnię z początków XXw we wsi Smokvica.
                                                             Widok na Smokvicę

Osada ładnie usytuowana, przytulona do stoku wzgórza, wśród winnic, sadów i kwitnących krzewów. 
                                         Stare urządzenia do produkcji win

Obejrzałam stare oprzyrządowanie wytwórni win, coś niecoś dowiedziałam się o ich produkcji, po czym przeszliśmy do probierni, gdzie odbyła się degustacja trunków.
                                            Degustacja win i nalewek w winiarni

A było co próbować! Wybór win mógł zaspokoić nawet najbardziej wybrednych amatorów tej "złotej krwi słońca, którą lud prosty nazywa winem", jak powiedziałby szlachetny Petroniusz, rzymski poeta czasów Nerona, podobno świetny znawca win. 
I ja, w cichości ducha, wybrałam wino o delikatnym smaku i aromacie, wino – jakiego jeszcze nigdy nie smakowałam lecz cena tego "cudu"sztuki winiarskiej mogła powalić nawet wycieczkowego Krezusa. Tak więc pozostało mi tylko wspomnienie jego walorów. Nieco rozmarzona wracałam autokarem do Vela Luka spoglądając na radosną zieleń tutejszej roślinności pachnącej ziołami. Patrzyłam na różne odmiany sosen, dzikie oliwki i dęby korkowe, a w pobliżu gospodarstw znajdowałam oleandry, różne, także kwitnące kaktusy i passiflorę.
                                                                   Passiflora

Usłyszałam też pewną ciekawostkę, która mnie zadziwiła i nie bardzo mogłam w nią uwierzyć: podobno Korcula to jedyne w Europie miejsce, gdzie można spotkać... szakala!
O godz. 4 rano, kiedy ludzie zmieniają pozycję spania, w porze, kiedy raczej mogłabym powiedzieć "dobranoc" a nie "do widzenia", bye – bye! opuszczałam hotel wlokąc swój wycieczkowy dobytek za sobą do autokaru. 
Przebycie krótkiej drogi nie było zbyt przyjemne, gdyż wokół szalały błyskawice, grzmiało z każdej strony i tylko ulewy brakowało! Ale niebiosa czuwały nad męczennikami i burza srożyła się lecz "na sucho".
W pobliżu przystani trzeba było opuścić autokar, który ustawił się "w kolejce" do promu, którego jednak nawet widać nie było. 
                                        Kolejka samochodów do promu

Ale – wciąż byłam na Bałkanach, gdzie wszystko odbywa się "polako, polako" czyli bez niemądrego pośpiechu (powoli, powoli). Czas jednak płynął, niebo rozjaśniało się, gdy wreszcie przypłynął prom do Splitu. Otworzono "zapory" i powoli zaczęły do jego wielkiego wnętrza wjeżdżać różne pojazdy, nawet ciężarówka z badziewiem, jakiego dawno świat nie widział. 
                                                                  Trwa załadunek

Polako, polako załadunek się zakończył i światła Vela Luki zostały w oddali. Czekał mnie 3-godzinny rejs do Splitu. 
                                                     Prom do Splitu

Siedziałam w fotelu w salonie pasażerskim i gdy śpiochy dosypiały, spożywałam, co Pan Bóg dał, a kuchnia w hotelu przygotowała i zgrabnie zapakowała. 
                                           Pomieszczenie dla pasażerów

Gdy błysnęły promienie wyspanego, roześmianego słońca, należało wyruszyć przed siebie i zwiedzić prom, skoro taka okazja się nadarzyła.
                                           Przechadzka po pokładach statku

Przechadzając się po pokładach oglądałam morskie pejzaże, a chłodny wiatr pracował nad moim turystycznym uczesaniem. 
                                                                  Adriatyk
                                                        Spotkanie na morzu

Podczas tej wędrówki widziałam równie duży prom płynący ze Splitu na jakąś wyspę, a im bliżej było do portu przeznaczenia, tym takie spotkania były częstsze. 
Trudno było usiedzieć na miejscu, gdyż otoczenie – wyłaniające się z porannej mgiełki góry, wyspy, osiedla, piękne morze wraz z porannym, ożywczym wiatrem po prostu chłonęłam.
                                               Latarnia morska na wyspie
                                                    Za kolka chwil - Split

Tak upływały chwile tej morskiej podróży, aż ukazały się wieże katedry i potężne wycieczkowce cumujące u nabrzeży dużego portu w starym, rzymskim Spoletum czyli w Splicie.

                                                                                          Ewa Utracka
 fot. Ewa Utracka
       Maciek Utracki


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz