niedziela, 8 maja 2016

NA STANOWISKU ARCHEOLOGICZNYM



 




  HERACLEA  LYNCESTIS - NA POGRANICZU EPOK


       W późnowiosenne południe, gdy przemierzałam prastarą Pelagonię, w miejscu postoju uśmiechnęły się do mnie ponadczasowe róże odsłaniając widniejące na ścieżce mozaiki: pierwsza z nich pokazała tajemniczy napis „Heraclea Lyncestis”, druga – ryby, a trzecia - łabędzia.

       




Z zaciekawieniem rozejrzałam się wokół i zobaczyłam pogodny, górski krajobraz, w którym przytulone do łagodnego stoku ruiny starożytnego miasta tworzyły z tłem wspaniałą kompozycję. Znalazłam się na terenie stanowiska archeologicznego, które przygotowano do zwiedzania dla turystów.

                              
                                                             Miasto ruin
                            

Słuchałam informacji płynących z tour guide’a i czytałam, co napisano na temat tego miejsca na tablicach informacyjnych, a napisano nie mało!
Starałam się stworzyć sobie obraz niegdyś istniejącego tu miasta, Heraklea Lyncestis, którego dzieje rozgrywały się na pograniczu kultur, religii i tradycji w historii Bałkanów i bliskiej im części Europy.

Król Filip II Macedoński prowadził wiele wojen powiększając tą drogą swoje królestwo, czym dał dowód, że był przewidującym politykiem, nie tylko wojownikiem. Na zdobytych terytoriach zakładał miasta.
W starożytnej Pelagonii, ostatnią jego zdobyczą było niewielkie państwo Lyncestis, na ziemiach którego założył w połowie IVw pne, a więc już w okresie hellenistycznym, miasto i nazwał je Heraclea Lyncestis.
To ważne ze względów strategicznych miasto po dwóch stuleciach istnienia utraciło swoje znaczenie dostając się pod panowanie Rzymu.

Niebawem jednak los uśmiechnął się do Heraclei.
Praktyczni Rzymianie dbający o szybkość przepływu informacji, transportów broni, legionów oraz różnych towarów zbudowali drogę, Via Egnatia, która połączyła ośrodek władzy czyli Rzym z miastem Bizancjum nad Morzem Czarnym (późniejszy Konstantynopol), tworzącym się drugim ośrodkiem decyzyjnym. 
Słynna Via Appia łączyła Rzym z portem w Brundyzjum, mały „skok” przez cieśninę Otranto do Dyrrachium (dziś alb. Durres) na wybrzeżu Półwyspu Bałkańskiego, a dalej już Via Egnatia wiodła do wybrzeży Morza Czarnego.
Heraclea Lyncestis stała się „przystankiem”na tym szlaku, miała więc zapewniony rozwój i dobrobyt.

Weszłam w niesamowite „miasto ruin” i przypomniałam sobie, że wiele
źródeł pisanych - greckich, rzymskich, wczesnochrześcijańskich, a więc relacje ówczesnych kupców, żołnierzy i podróżnych - wspomina między innymi o tym mieście - o jego mieszkańcach, wyglądzie, administracji, także o chrześcijaństwie, które dość wcześnie tu się pojawiło za pośrednictwem misjonarza nowej religii, Apostoła Narodów, Pawła z Tarsu i jego uczniów.
Dziś z Dziejów Apostolskich i Listów wiemy, że Apostoł Paweł podróżując do Grecji (po 50r ne) zawitał także do Macedonii i Epiru wędrując Via Egnatia. Fragmenty tej drogi są zachowane do dziś w dawnej postaci, pozostałe zaś po przebudowach pełnią funkcję komunikacyjne jako drogi publiczne.
Wielu mieszkańców Heraclei Lyncestis wymienianych jest z imienia, podano, czym się trudnili czy też czym zasłynęli. Wymienia się także ważne budowle heraclejskie i ich przeznaczenie. Oczywistym zdaje się być fakt, że najwięcej budynków użyteczności publicznej pochodziło z okresu IV – VIw ne, czyli z czasów zależności od władz w Bizancjum – stolicy Cesarstwa Wschodnio - Rzymskiego.




Zauważyłam na tablicy informacyjnej plan prac wykopaliskowych wyglądający na wykonany odręcznie rysunek roboczy.
Zidentyfikowano fragmenty murów opasujących miasto, termy czyli łaźnie miejskie, portyk, fontannę miejską, fragment ulicy z kanalizacją i teatr rzymski z IIw. ne - obiekty z okresu panowania Rzymian; z czasów wczesnochrześcijańskich i z okresu przejścia pod władzę Cesarstwa Wschodnio - Rzymskiego - Małą Bazylikę, Wielką Bazylikę i rezydencję biskupią. 
Jakże kusiło mnie, żeby podejść do leżącej kolumny z pięknie rzeźbionym kapitelem i dotknąć lub do miejsca, gdzie na cokole stał posąg kobiety wprawdzie pozbawiony głowy, ale to nieważne, bo interesujący choćby ze względu na modę, co też uczyniłam. Natknęłam się też na tablicę info o ulicy z „systemem kanalizacyjnym”.


                                                        Portyk rzymski i fontanna

                               
                          
                                                      Posąg wotywny i cokół

                             
                         
                                                    Termy czyli łaźnie miejskie

                            


                                                                  Posąg kobiety

                             
                          

                                                        Fragmenty kamieniarki

                             

                                               Mała Bazylika wczesnochrześcijańska


Przechodząc obok Małej Bazyliki usłyszałam o niej parę słów, ujrzałam między jej kolumnami piękną, mozaikową posadzkę i przyłączyłam się do grupy turystów słuchającej przewodnika.


                                                       Wielka Bazylika


Mijałam fundamenty murów bliżej nieznanego przeznaczenia, aż pojawiła się duża przestrzeń z zachowanymi fragmentami mozaiki posadzkowej, otoczona fundamentami, murkami, przejściami czyli Wielka Bazylika. Archeologom udało się komputerowo odtworzyć bryłę świątyni prawdopodobnie trójnawowej, z przedsionkiem.
Piękne mozaiki, oryginalne w wykonaniu, bogate tematycznie, doskonałe w rysunku oglądałam w miejscu, gdzie niegdyś była siedziba biskupów Heraclei.

                        

                               Za Wielką Bazyliką - siedziba biskupów Heraclei


Nie zważając na upał chodziłam po murkach i podestach zawzięcie fotografując. Rzadko bowiem nadarza się okazja fotografowania dzieł sztuki liczących sobie ponad półtora tysiąca lat, które przeleżały w ziemi do czasu, gdy wiedza, myśl ludzka, „łopata archeologa” i pieczołowite dłonie wykonując ciężką pracę wydobyły na światło dzienne owe osobliwości. A było co podziwiać! Pyszniły się ptaki – łabędzie, pawie – symbol trwania, skromne gołębie, zwierzęta – łanie, jelenie, żerujące drapieżniki, krzewy, drzewa z liśćmi, kiście winogron; nie brakło także ozdobnych motywów geometrycznych. Wspaniałe wrażenia i podziw dla nieznanych artystów. Uparcie powracało pytanie: co zostanie po nas tak fascynującego, tak doskonałego?

                 

                       


Dalej w pełnym słońcu oglądałam łukowate przejścia między zarysami dawnych pomieszczeń, smukłe kolumny leżące i stojące i ich kapitele, korpusy pomników i same cokoły z napisami. Potem była chwila spędzona w cieniu małego pomieszczenia muzealnego, gdzie była maska tragiczna i kilka posążków, monet i coś jeszcze, czego żałuję, ale umknęło mojej uwadze i nie sfotografowałam.

                                  

                                                          Maska (IIw. ne)

                         

                                                           Zaplecze teatru


Wyszłam na słońce i stanęłam w miejscu, gdzie niegdyś walczyli zapaśnicy i występowali aktorzy. Byłam w prawdziwym, rzymskim teatrze z I połowy IIw ne.
Widownia półkolista była „wtulona” w trawiaste wzgórze, z kamiennymi rzędami schodzącymi w dół ku scenie, za nią była zabudowa użytkowa dla teatru, w tym kilka klat dla zwierząt.
Teatr był przewidziany dla 3,5 tysiąca widzów.

                       
                        

                                                                  Arena

Rzymianie uwielbiali szermierkę także inne, wymyślne sposoby walki. Podziwiali tu więc muskularne ciała gladiatorów, ich siłę fizyczną, sztukę walk, też z dzikimi zwierzętami, a także komedię, śpiew, taniec i recytację. Gdziekolwiek w Europie, na wybrzeżach afrykańskich czy azjatyckich się znaleźli, tam budowali teatry.

                        

                                                       Widownia i arena


Teatry miały świetną akustykę – słowo wypowiedziane szeptem przez aktora na scenie było słyszalne przez osoby znajdujące się najwyżej i najdalej. Jednak radość z posiadania teatru trwała niedługo, bo niecałe dwa stulecia.
Edykt Mediolański cesarza Konstantyna I Wielkiego z 313r ne położył kres nie tylko prześladowaniu chrześcijan na obszarze Imperium Romanum wprowadzając wolność wyznania wiary; zakazał również krwawych widowisk - walk gladiatorów w teatrach.

Zaczął się okres wczesnochrześcijański w historii całego Imperium Romanum i…Heraclei Lyncestis.
Stanęłam w najwyższym rzędzie teatru i objęłam wzrokiem „pole ruin” miasta. 
W ciągu kilkudziesięciu lat XXw. prac wykopaliskowych odsłonięto ok. 10% jego powierzchni, a niegdyś zamieszkiwało je 35 – 36 tysięcy obywateli.
 Prawie „z lotu ptaka” oglądałam wymienione obiekty „oczami wyobraźni” wtopione w malowniczą scenerię.
W ciągu następnych dwóch stuleci powstały świątynie chrześcijańskie i świetna rezydencja biskupów Heraclei, miały miejsce najazdy barbarzyńców i odbudowa zniszczeń, aż z końcem maja 518r ne kilkanaście sekund wstrząsów sejsmicznych o dużej energii i zasięgu sprawiło, że bogate miasto prawie przestało istnieć.

Przez następne lata ludzie, którym udało się przeżyć opuszczali zrujnowane domostwa unosząc resztki dobytku do nowych siedzib.
Z końcem VIw ne w tym rejonie pojawili się nowi przybysze – Słowianie, szukając miejsca do osiedlenia.
W pobliżu tego miasta – widma, w odległości 2km, w VIIw ne zbudowali nowe, własne, słowiańskie miasto i nazwali je Bitola.
Słowianie przyjęli miejscową religię, przyswoili sobie zapewne zwyczaje i tradycję mieszając się z okoliczną ludnością.

                 
                     

                                                        Okolice Bitoli


Dzisiejsza Bitola to miasto uniwersyteckie, o bogatej historii, miasto zabytków i ciekawych miejsc związanych z kulturą, religią i tradycją prawosławnego chrześcijaństwa i islamu, który tu panował przez 500 lat i odcisnął swoje piętno w wymienionych wyżej dziedzinach życia, oraz ośrodek przemysłowy.

Wydobywana przez archeologów spod warstw ziemi i roślinności od lat 30-tych XXw Heraklea Lyncestis stała się „Pompejami Bałkanów”;
tam popiół wulkaniczny i lawa pokryły miasto bogate i pełne życia w ciągu kilkudziesięciu godzin, zaś tu, wielkiej energii trzęsienie Ziemi, czas, zjawiska atmosferyczno – klimatyczne, wieki panowania osmańskiego spowodowały zapomnienie, że niegdyś bujnie kwitło tu życie.

W Heraclei Lyncestis skończyła się epoka starożytna, a zaczęła się wczesnochrześcijańska, co można zaobserwować w reliktach sztuki.
Zniszczenie jednak tego miasta, powstawanie słowiańskiej Bitoli i aprobata tych faktów przez Cesarstwo Wschodnio - rzymskie - Bizancjum zapoczątkowało czasy Średniowiecza, a to „przejście” z jednej epoki do drugiej miałam możność po prostu zobaczyć, oglądając pozostałości po Heraclei Lyncestis i innych (Ochryda) korelując je z historią potwierdzoną badaniami archeologicznymi.


                                                                                                      Ewa Utracka

fot. Ewa Utracka
  










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz