niedziela, 18 września 2016

DREWNIANE SKARBY MARAMURESZ - RUMUNIA




 
                                "Wesoły cmentarz" w Sapanta; region Maramuresz



  CMENTARZ W SAPANTA – MIEJSCE PEŁNE NADZIEJI


          Oto Maramuresz: górzysty, lesisty, tajemniczy; wysunięta na północ kraina Rumunii wciśnięta między Węgry i Ukrainę – tablice informacyjne w języku rumuńskim, węgierskim i niemieckim; zawsze na uboczu, na pograniczu kultur, religii, wpływów; zapominana przez władze, nawet te byłe - reżimowe…, „zagłębie drewna”...


                              Gospodynie marmaroskie w odświętnych strojach 


Z kościoła katolickiego, w którym właśnie skończyła się msza, wyszły kobiety w czarnych chustkach na głowach, odświętnie i tradycyjnie ubrane. Na naszą prośbę chętnie pozują do zdjęć, fotografują się z nami prezentując swe piękne stroje.

                                       Góralka marmaroska w tradycyjnym stroju

Nasze słowa: „Polonia, Cracovia” nie brzmią im obco, gdyż zaraz dodają „Papa” uśmiechając się z sympatią. Miłe było to pierwsze spotkanie z regionem Maramuresz.

Na pogodnym horyzoncie, wśród porośniętych lasem górskich grzbietów – skalisty, kształtny Koguci Grzebień dominuje nad doliną rzeki Cisy, gdzie rozłożyła się duża wieś Sapanta. Autokar zatrzymał się na parkingu. 
Mieszkańcy handlują pamiątkami w kioskach, a w sklepikach - haftowanymi obrusami, wełnianymi kilimami, drobiazgami z drewna, słomkowymi kapeluszami marmaroskimi, zaś na pobliskich płotach rozwieszono haftowane bluzki, piękne serwety i dywany, a wszystko to rękodzieła kobiet z Sapanty. 
Klucząc wśród parkujących samochodów zmierzałam w stronę cmentarnej bramy i już po chwili znalazłam się w ciekawym miejscu, na niezwykłym, wiejskim cmentarzu.

                                             „WESOŁY CMENTARZ”

Przed oczami dużo „niebieskości”: niebo – i „gąszcz” kolorowo – niebieskich krzyży. Dla nas, wychowanych w łacińskiej kulturze Zachodu Europy to widok nieoczekiwany. Nasze cmentarze to miejsca, gdzie też „rosną” drzewa i krzyże – te drewniane i kamienne, gdzie w cichych alejkach drzemią stare kaplice nagrobne, wieże, pomniki i „płaczą” kamienne anioły.
Jesienne liście ścielą się na marmurowych płytach rodzinnych grobowców. 
We mgle, czasem w deszczu płoną znicze. Ceremonie pogrzebowe są przesiąknięte łzami, zaprawione bólem i śpiewem wywołującym dreszcze na grzbiecie i ściskanie w gardle, a tu, w Sapanta…błękitna, pogodna cisza i majestat śmierci lecz w innym, niestrasznym, niebolesnym dla żyjących bliskich - wymiarze. 
Widać tutejsi ludzie nie uważają śmierci za jakąś tragedię w życiu. 
Śmierć to brama do następnego życia – powiadają.

  
                     
                  Na pionowej belce krzyża aluzje do sytuacji polityczno - społecznej                                       regionu i kraju w czasach niedawnej dyktatury

  
                                   Błękit nieba i krzyży cmentarnych Sapanty


Wchodzę w ten labirynt i …nie zgadzam się z przymiotnikiem”wesoły” w określeniu cmentarza. Przyglądam się… drewniane krzyże nagrobne pomalowano na intensywny, niebieski kolor są „zadaszone”, a „daszki” są dwuspadowe z ozdobnymi listwami; pod nimi namalowano kolorowe kwiaty; poniżej ramion krzyża – obrazek, czasem jeszcze fotografia zmarłej osoby, zaś pod nim – epitafium. 
Taki oryginalny krzyż tkwi w obramowaniu nagrobka widoczny ponad równie barwnymi, posadzonymi tu kwiatami.
Pomysłodawcą był mieszkaniec Sapanty, Joan Stan Patras, tutejszy rzeźbiarz, malarz, poeta i cieśla. Od 1935r tworzył nagrobki i krzyże, które zaopatrywał w obrazki i dowcipne wierszyki – swoiste epitafia dla zmarłych. 
Spodobało się to współmieszkańcom, więc rzeźbił, malował i zdobił przez parę dziesiątków lat swoje oryginalne dzieła tworząc w ten sposób historię rodzinnej wsi. Minęło ponad 80 lat – powstało ich mnóstwo, setki, cały cmentarz.

Malowane żywymi kolorami obrazki przedstawiają sceny z życia zmarłej osoby w nieco naiwny sposób, trafiając prosto i łatwo do serc i umysłów ludzkich.

  
                                               Zajęcia mieszkańców wsi

   
                                               Nagrobek weterynarza

  
                                                   ...traktorzysty i dewotki

  
                                                       ... prządki


                                                       i górnika,

  
                                                          rzeźnika,

   
                                                  i lokalnego dygnitarza

   
                                                     Matka rodziny

  
                                                             Tkaczka

  
                                                          Wiertacz


Oto mężczyzna przy pracy w gospodarstwie, na roli, przy wypasie owiec i bydła, rzemieślnik, rzeźnik, pasterz, weterynarz. Ktoś inny był kierowcą, górnikiem, milicjantem, wiertaczem, a także – urzędnikiem, nauczycielem, lekarzem, nawet sekretarzem partii…
Pokazano zajęcia kobiet – głównie to gospodynie domowe - gotują, pieką ciasta, przędą, tkają, haftują, a także są nauczycielkami, pracują w urzędzie.
Obrazki przedstawiają stan rodzinny zmarłych, czasem okoliczności śmierci, np. w wypadku drogowym, na wojnie, w wyniku zabójstwa. Jeden z nich ma nawet podtekst polityczny: przedstawia rozstrzelanie miejscowego, rumuńskiego żołnierza przez węgierskich żandarmów.

   
                                         Ktoś zmarł, bo zbyt lubił palinkę

  
                                             Okoliczności śmierci kobiety

   
       Po prawej - podtekst polityczny: węgierscy żandarmi roztrzeliwują rumuńskiego żołnierza

   
                                               Śmierć w wyniku morderstwa


Także sposoby spędzania czasu przez zmarłych widnieją na obrazkach, a to czytanie gazety, książki czy wesołe biesiadowanie ze śpiewem i grą na instrumencie; piętnuje się i żartuje z wad, skłonności i słabości ludzkich.

   
                                                 Ktoś lubił muzykę i śpiew

  
                                                   "Pije Kuba do Jakuba..."

   
                                               Namiętny czytelnik prasy


Nagrobkom dzieci dodano „aniołki”.

    
                                 Nagrobek dziewczynki z załączonym wierszem


Pod obrazkami są umieszczone epitafia, niektóre nawet wierszowane, na ogół – dowcipne.

                               "NON OMNIS MORIAR" PO MARMAROSKU

Joan Stan Patras, a po nim jego uczeń, tworzy nagrobki z drewna, bo drewno to bogactwo Marmaroszu, zaś kolor niebieski dominujący wśród używanych przez niego barw - kolor nieba - wskazuje na życie w zgodzie z Naturą, z jej wolnością i wieczną nadzieją na odradzanie się życia – z jej „Non omnis moriar”( nie wszystek umrę) - dodam, bo - pozostanę w pamięci potomnych, bo kiedyś zmartwychwstanę – to chyba stosowny w tym miejscu cytat. 
Przymiotnika „wesoły” na określenie tak niezwykłego cmentarza użyli obcy dziennikarze w sposób – moim zdaniem - nieprzemyślany i nieadekwatny do wymowy tego miejsca, gdzie godzimy się z przemijaniem wszystkiego – nas samych i tego, co nam towarzyszy tworząc aurę unoszącą się wokół.

 
                                 Rodzina marmaroska w strojach tradycyjnych

   
                             Mężatki z Sapanty uczestniczące w nabożeństwie 


Na cmentarzu niedawno wybudowanono nową cerkiew prawosławną, miejsce zgromadzeń i spotkań modlitewnych mieszkańców Sapanty. Kobiety, dziewczęta, dzieci i dorośli przychodzą tu na nabożeństwa ubrani odświętnie, w strojach regionalnych manifestując swoje przywiązanie do wiary przodków, tradycji i obyczaju, do swojej ojczystej ziemi; a cmentarz to swoiste, ludowe upamiętnienie zmarłych mieszkańców wsi - dla przyszłych pokoleń.


                                                                                                  Ewa Utracka
fot Ewa Utracka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz