niedziela, 7 sierpnia 2016

MAŁE JEST PIĘKNE! MACEDONIA




 
                                             Kaliszta nad jeziorem Ochrydzkim



             NAD JEZIOREM OCHRYDZKIM (1)


                 Późnym popołudniem stanęłam nad jeziorem Ochrydzkim.
 Patrzyłam na krystalicznie czyste, lśniące złocistym światłem słońca wody, które w dali stawały się błękitne. Przeglądały się w nich obłoki, piękne góry, domy Ochrydy i skały klifowych urwisk. Zadziałała magia tego miejsca – zapach powietrza, niezwykłe światło i niebieskość ciszy. Zapomniałam o moim dalekim kraju, mieście, codzienność gdzieś odpłynęła... 
Urokowi tego samego krajobrazu ulegli dawno, dawno temu Słowianie wzdychając: Oh, rid! - którzy prastarymi szlakami i ścieżkami, przez górskie przełęcze napływali do malowniczej doliny. – Jaki to piękny zakątek świata ta kotlina, to jezioro pełne światła i nieba, te góry i to stare miasto, Lychnidos! – zapewne tak pomyśleli i zapragnęli właśnie tu się osiedlić. Tak też uczynili i na pamiątkę swego podziwu i rodzącej się miłości do krainy, która ich przyjęła, grecką nazwę miasta zmienili na słowiańską Ohrid, Ochryda. Z czasem wtopili się w miejscową ludność, przyjęli religię, przejęli tradycję; stali się Macedończykami.
Niejeden raz mierzyli się w walce z potężnym Cesarstwem Wschodnio - Rzymskim, późniejszym Bizancjum, za swój kraj.
Spośród nich wyszli Apostołowie Słowiańszczyzny i ich uczniowie, kapłani, mnisi i uczeni w piśmie kopiści różnych pism i Biblii. 
Wolno idąc chłonęłam niezrównane widoki z Kaliszta, miejsca nad jeziorem
Ochrydzkim, gdzie tysiąc lat temu powstawały klasztory i cerkwie. 
Na początek cerkiew Narodzenia Najświętszej Bogarodzicy – nad wejściem piękna mozaika przedstawiająca tę scenę. Uprzedzono nas, że w cerkwiach nie kręci się filmów i nie fotografuje, gdyż te miejsca, ikony, krzyże są święte, więc sprawa zdjęć została załatwiona, damskie ramiona i dekolty „na dwadzieścia cztery osoby” przykryte, mężczyźni zaprezentowali się w długich spodniach; tak trzeba, koniec, kropka.



                                         Jezioro Ochrydzkie, widok z Kaliszta

  
                                                     Jezioro Ochrydzkie

   
                         Kaliszta; cerkiew pw Narodzenia Najświętszej Bogarodzicy



         ŚREDNIOWIECZNE MONASTYRY W KALISZTA

                   Cerkiew niewielka, malowidła, mozaiki, piękny ikonostas – odnowione. Przedstawiono nam, jak konstruowany jest ikonostas. 
W jego środku znajdują się „Carskie Wrota”; po lewej stronie ikona przedstawiająca Madonnę z Dzieciątkiem, obok druga – z rodziną Matki Boskiej, pod nią – kolejna, przedstawiająca Maryję kąpiącą Dzieciątko. Po prawej stronie Carskich Wrót – ikona przedstawiająca Pana Jezusa w wieku 33 lat – jako Pantokratora (króla, władcę świata), obok ikona św. Jana Chrzciciela. W ikonostasach dalej umieszcza się świętych i święte Kościoła Prawosławnego, a także sprzed schizmy. 
W każdej cerkwi jest zawieszony centralnie wielki świecznik misternej roboty. Ściany zdobią sceny z Ewangelii. 
Wyszłam na zewnątrz, by po kilku krokach wejść do „przybudówki” przy pionowej skale; jeszcze niskie wejście i już wspinałam się po wąskich, wysokich stopniach wykutych we wnętrzu tejże skały, w górę. Znalazłam się w XIV-wiecznym klasztorze - pracowicie wydrążonym, ukrytym przed ludźmi - eremie.
Minęłam parę małych platform; na najwyższej była kaplica, w której wydrążono absydę i zamiast ikonostasu umieszczono mały ołtarz z Czarną Madonnę i Dzieciątkiem; po Jej lewej stronie zasiadał Chrystus Pantokrator. Ściany kaplicy pokrywały XIII-wieczne freski przedstawiające sceny z życia Pana Jezusa, Jego Rodzinę, Apostołów, Ukrzyżowanie i Zmartwychwstanie. Oglądane tu freski są oryginalne. Kaplica to małe pomieszczenie, służyła bowiem kilkunastu osobom. 
Po krótkiej chwili opuściłam to święte i czcigodne miejsce, ostrożnie schodząc stromymi i krętymi schodkami. Na moment przystanęłam na platformie, by zaglądnąć do wydrążonych w skale, ciasnych pomieszczeń, będących celami dla wielu pokoleń mnichów. Trudno dziś wyobrazić sobie żywot spędzany w tych ciemnych, cały rok zimnych, może i wilgotnych klitkach, gdzie nie można było się wyprostować, gdzie jedynym źródłem światła był kaganek, bo świeca to już luksus, legowisko – chyba dla wielkiego grzesznika; zatem nie trudno sobie wyobrazić mnicha – ascetę jako szkielet powleczony skórą, „wysuszony” postami i pokutą, gdyż pożywiał się Bóg wie czym, popijał wodę, modlił się, medytował i… przepisywał teksty, nawet całe księgi. Takich cel na kilku poziomach było kilkanaście. 
Tak żyli mnisi przez ponad 500 lat panowania osmańskiego schodząc najeźdźcom z oczu. To oni przechowali język, alfabet, historię i tradycję swego narodu i kraju, niejednokrotnie ukrywając zaangażowanych w ruchy wyzwoleńcze. 
Wyszłam na światło dzienne. Słońce chyliło się ku zachodowi. Przechadzałam się brzegiem jeziora wpatrzona w pięknie oświetlony zachodzącym słońcem krajobraz. Jakże było cicho, i tak jakoś niezwykle…! Na mojej drodze pojawiła się następna średniowieczna, mała cerkiew św. Anastazego - zamknięta, za nią klasztor.
Dalej, już w pobliżu granicy z Albanią była cerkiew św. Michała Archanioła, ukryta gdzieś w skałach, trudno dostępna… Takich cerkwi i klasztorów wokół jeziora Ochrydzkiego było 365 – tyle, ile dni w roku; dlatego też Ochrydę czasami nazywa się Jeruzalem.


                                            Mozaika nad wejściem do cerkwi

  
         

     W tej skale jest wykuty przez mnichów XIII-XIVwieczny klasztor

                                                    
                           
                                                              Wydrążona w skale cela mnisza

  
                               Inna cerkiew nad jeziorem Ochrydzkim w Kaliszta

  
                   Zespół cerkiewno - klasztorny nad jeziorem Ochrydzkim w Kaliszta


                                         Wieczór nad jeziorem Ochrydzkim

  
                                                Przystań w centrum Ochrydy



                                      JEZIORO OCHRYDZKIE


              Słoneczno – błękitne ochrydzkie godziny południowe – z przystani w centrum miasta popłynęłam statkiem wycieczkowym w stronę granicy z Albanią, w pobliżu której od ponad tysiąca lat czuwa Monastyr „Św. Naum Ochrydzki”. Oglądałam trawiaste górskie giganty ozdobione tu i ówdzie skałami, czasem połyskujące płatami śniegu w partiach szczytowych. Miejscami stok opadał jasnymi skałami urwisk do jeziora. 
Usiadłam na rufie statku wpatrując się w falującą, ciemno-szmaragdową wodę. „Szukałam” w pamięci jakiejś wzmianki z geologii na temat miejsca, w którym się znalazłam. Przyjemny wiatr rozwiewał mi włosy towarzysząc pogodnym myślom. Jezioro Ochrydzkie jest najstarszym jeziorem w Europie, liczącym sobie ok. 5mln lat, czyli jest wieku plioceńskiego. Jest zbiornikiem tektonicznym – masy wody wypełniły kotlinę powstałą wskutek ruchów górotwórczych młodych, trzeciorzędowych gór fałdowych, jakimi są w większości pasma górskie Półwyspu Bałkańskiego.
Wody jego odznaczają się wysoką klasą czystości, zatem spotyka się w nich szlachetne odmiany ryb jak pstrąg ochrydzki czy łosoś w odmianie endemicznej. Jezioro ma ok.30 km długości oraz ok.15 km szerokości; powierzchnia jego wynosi ok. 358km2, maksymalna głębokość przekracza 280m. Do jeziora Ochrydzkiego wpływa rzeka Czarny Drin, potem wypływa z tegoż jeziora w miejscowości Struga i płynąc dalej malowniczą doliną śródgórską znika w Albanii. 
Spośród zieleni wyłoniło się miasteczko - kurort o „ceglastych” dachach i jasnych murach domostw. Cisza, plusk wody, nad głową błękit i białe „kłęby” chmur, lekki wietrzyk – uuummm! Bosko! Żyć się chce!


                           Pasmo górskie Galiczica; widok z jeziora Ochrydzkiego

   

     Fantastyczny rejs! ummm...żyć sie chce!

                                                          
                                              
                                                                Nasz "wycieczkowiec" w Zatoce Kości"



                                        Zrekonstruowana prehistoryczna osada


                                                          Muzeum na Wodzie



                                         MUZEUM NA WODZIE


             Jeszcze parę chwil jakże miłego rozleniwienia w ciepłych promieniach słońca i oto ujrzałam starą, drewnianą zabudowę na wodach jeziora, do której wiódł drewniany pomost. Co by to miało być? 
Nasz wycieczkowiec „przytulił się” do nabrzeża w pobliżu wsi Gradishte. 
Szłam pośród klombów i kęp iglaków do niedużego pawilonu, w którym była kawiarenka i zbiory muzealne pochodzące z podwodnego stanowiska archeologicznego. 
Przed ok. dwudziestu laty gromadka pluskającej się wesoło i nurkującej młodzieży w niewielkiej zatoce zauważyła jakieś przedmioty o dziwnych kształtach, słupy pokryte mułem, omszałe, spoczywające na dnie tej zatoki. Swoje spostrzeżenia młodzi ludzie przekazali, komu trzeba i ekipa archeologów pojawiła się we wskazanym miejscu. Upłynęło kilka lat; zaczęło przybywać glinianych skorup, całych przedmiotów przypominających te codziennego użytku oraz na dużą ilość kości zwierzęcych.
Czy miały zdobić, odstraszać czy informować o zajęciu gospodarza - myślistwie, a może np. czaszka zwierzęca miała być totemem? Niezależnie od kierunku dociekań miejsce znalezisk sensacyjnie nazwano Zatoką Kości. 

  
           Sala muzealna - basen z reliktami zatopionej wsi, wydobytymi z dna zatoki

  
   

                        Kości zwierzęce

                                                            
                                     
                                               ...i ceramika pochodzące z podwodnego stanowiska                                                         archeologicznego
                                                        

Mijały lata prac badawczych i od niedawna można oglądać ich wyniki w postaci rekonstrukcji osady zbudowanej na drewnianej platformie na palach wbitych w dno jeziora Ochrydzkiego. Osada funkcjonowała w okresie 1200 – 700r pne czyli w czasach przełomu epoki brązu i żelaza. Wiodła do niej drewniana „grobla”. 
Takie usytuowanie wioski dawało prehistorycznym ludziom ochronę przed najeźdźcą i dzikimi zwierzętami z lądu, a także przed ogniem, którym na co dzień się posługiwali. Wioska mogła składać się z kilkunastu chat. Chaty budowano z belek drewnianych tworzących trwałą konstrukcję uszczelnioną cienkimi gałęziami, może wikliną, a może tylko z trzciną pozlepianą gliną. Niektóre domki posiadały ganek dobudowany z wikliny. Każda chata miała oprócz otworu wejściowego jeden otwór okienny, który mógł być zasłonięty błoną zwierzęcą. Podłoga była gliniana czyli - „klepisko”. W każdej chacie był piec, gliniane garnki, dzbany większe i mniejsze oraz miski i misy. W kącie było łoże gospodarzy i posłanie dla rodziny, wisiały skóry do okrycia, czasem napotykałam ławkę drewnianą. 
Tak mogła w czasach prehistorycznych wyglądać chata – siedziba ludzi i... cała wieś. Zauważyłam także obszerny, okrągły dom, który mógł być miejscem spotkań starszyzny np. rodu, który wioskę zamieszkiwał. 
Osada na platformie stanowi Muzeum na Wodzie, a w pobliskim pawilonie można przeczytać informacje dotyczące znalezisk, oglądnąć odnalezione przedmioty, którymi posługiwali się mieszkańcy, dowiedzieć się czegoś o ich zajęciach; lecz przede wszystkim w specjalnym basenie umieszczono pale niegdyś wbite w dno akwenu, belki i pierwsze przedmioty, które przed laty zwróciły uwagę nurków.

   
                                                       Dom mieszkalny

  
                                          Wnętrze chaty - sposób budowania


     Miejsce zabaw dla dzieci, zabawka i  piec

  
                                                       Łoże gospodarzy

  
                                               Posłanie ze skór upolowanych zwierząt

  
                                             Bardziej okazałe chaty mają ganek

  
                       Okrągły "budynek"- miejsce spotkań i narad starszyzny osady

                                                                       
 Przechadzałam się między chatkami, zaglądałam do wnętrza, przyglądałam wyposażeniu – jacy ludzie tak mieszkali, czym się zajmowali, jak się ubierali, czy snuli opowieści z łowów, jakie obrzędy odprawiali w podzięce za udane łowy, bo na pewno jedli sporo mięsa oprócz ryb, czy towarzyszył temu taniec, śpiew i maski rytualne – a więc w co wierzyli.
Próbowałam sobie to wszystko wyobrazić, odtworzyć, a miejsce moich rozmyślań było magiczne, takie samo od wielu stuleci i …. urokliwe, pośród pełnego słońca krajobrazu, w pobliżu brzegów szmaragdowego jeziora Ochrydzkiego, drzemiącego w cieple górskiej kotliny.


                                                                                                                Ewa Utracka

  
                                      Pobliski kurort nad jeziorem Ochrydzkim


  fot. Ewa Utracka




   









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz