niedziela, 2 października 2016

CIEKAWE MIEJSCA RUMUNII



 
                        Seklerszczyzna; wieś Rimetea, w tle Święta Góra Seklerów



              W GÓRACH APUSENI


         Malownicza dolina rzeki Aries przecina rejon Parku Narodowego Bihor i Apuseni - gór wapiennych, pełnych jaskiń i wąwozów.
Jednym z nich wśród zaczynających się kolorów jesieni i upałów późnego lata jadę do wsi Rimetea.
Na tle lazurowego nieba ostro rysuje się pięknym kształtem, wyrzeźbiona w biało-szarych skałach Święta Góra Seklerów; u jej stóp rozłożyła się cicha miejscowość skąpana w zieleni starych drzew – Rimetea.
Przed dwoma tysiącami lat, w okresie panowania cesarza Marka Ulpiusza Trajana, rzymskie legiony podbiły górzyste i lesiste rejony dzisiejszego południowo - zachodniego Siedmiogrodu. 
Stąd zaczęły docierać do Rzymu ogromne na owe czasy ilości złota i srebra wydobywane przez tubylców z bogatych złóż kruszców w górach Apuseni.
Nowo zdobyta przez Rzymian prowincja została szybko skolonizowana, zagospodarowana i nazwana Dacją.
W dalekim Rzymie, na Forum Trajana wzniesiono obelisk, na którym znajduje się fryz upamiętniający Daków składających daniny.

W XIII w, w miejscu dzisiejszej wsi Rimetea została założona osada po znalezieniu w okolicy złota oraz złóż żelaza i innych kruszców.
Osiedlali się tu górnicy ze Styrii, Sasi, wreszcie Seklerzy, lud prężny, gospodarny i pracowity, o niewyjaśnionym do końca pochodzeniu, choć utożsamiający się od lat z Węgrami i posługujący się ich językiem (Rimetea - węg. Toroćko).
  
                                                     Dom seklerski
   
                                     Dom seklerski; zdobienie elewacji
   
                                    Zabudowania gospodarcze i podwórko


Wieś zachowała średniowieczny układ i oryginalną zabudowę: ciekawą ornamentykę elewacji białych, XVIII-wiecznych, a także i starszych domów mieszkalnych, krytych czerwoną dachówką, z zielonym kolorem ram okiennych, wskazującym na podstawowe zajęcie ludności - górnictwo.
  
                                  Kościół unitariański (XVIIIw.) w Rimetea

                                                  Ulica w Rimetea
   
         Starsze domy Seklerów; zielony kolor elementów - okiennic, świadczy o wykonywanym przez gospodarzy zawodzie górniczym.
   
                                    Cerkiew prawosławna w Rimetea

   
Eksploatacji złóż zaniechano po 1880 r; po tamtych czasach w okolicy, na zboczach, wśród żlebów Góry Seklerskiej pozostały stare szyby górnicze.
  
                                             W cieniu Seklerskiej Góry


   
Dziś Rimetea jest „żywym” skansenem dawnego budownictwa i sztuki ludowej, malowniczym, trochę zagubionym w dolinie na pograniczu Gór Trascau i Apuseni ciekawym miejscem w tej części Rumunii, zawsze otwartym i gościnnym dla przyjezdnych, o czym świadczą właśnie „otwarte” bramy seklerskie.

W Małopolsce są dwie wykonane przez Seklerów, rzeźbione bramy: jedna stoi w Tarnowie - w mieście urodzenia generała Józefa Bema, bohatera walk wyzwoleńczych Powstania Listopadowego i węgierskiej Wiosny Ludów, a drugą ustawiono w sanktuarium św. Kingi w Starym Sączu - Kinga była królewną węgierską, małżonką księcia Bolesława Wstydliwego, księżną Sądecką i mniszką właśnie w Starym Sączu.

W drodze do groty Scarisoara widziałam inny stary ośrodek górniczy - lecz wciąż czynny, Baia de Aries i stolicę regionu, miasto Garda de Sus - punkt wypadowy w góry Apuseni. Ostatnie kilometry obfitowały w piękne widoki i emocje.
  
                                           Wąwóz w górach Apuseni


Jechałam zalesionym, krętym wąwozem, pod górę, po mostkach przerzuconych nad cicho szemrzącą rzeczułką, która wyrzeźbiła ten malowniczy wąwóz. Czasem wydawało się, że dalej już nie da się jechać, bo postrzępione skały zamkną drogę, lecz za chwilę wąwóz rozszerzał się w dolinę porośniętą świerkowym lasem.
   
                                    Krótki postój na wyciszenie emocji
   
                                                      Grota krasowa

                   Droga do małej wioski wiodła wzdłuż potoku, pod górę


Droga pięła się coraz wyżej i oto pokazało się parę stogów siana, dwa drewniane domostwa, kilka krów i owiec pasących się na hali i znów urwiska, głazy i skalne ściany ponad strumieniem. Na hali kwitły już tutejsze zimowity, całe ich mnóstwo. Cicho, uroczo i niby jeszcze letnio, bo upał, a już jesiennie...

                              Krajobrazy Karpat Zachodniorumuńskch





Wreszcie znalazłam się na szerokim siodle górskim i z odrobiną zawodu zauważyłam, że cywilizacja dotarła i do tego zagubionego gdzieś w górach Apuseni zakątka, bo jest mała wioska o nazwie Ghetar, cerkiew i cmentarz, a przy sklepie stoi samochód dostawczy, jest i parking, na nim samochody osobowe o obcych znakach rejestracyjnych, a przede wszystkim jest… trakcja elektryczna!
   


                                          Wioska w Górach Apuseni

                                       Cerkiew i wiejski cmentarz
   
                                          "Casa mocilor", a w nim sklepik

                    Różne sprzęty i przedmioty, także instrumenty muzyczne


Kilka chat ma dziwacznie wyglądające dachy - pokryte strzechą uszczelnioną mchem, w formie „czapy”; casa mocilor - tak nazywają się takie domki w tutejszym języku.
   
                                                   Mieszkaniec wioski
   
                                             Wóz do niedawna w użyciu


Zapakowałam do plecaka cieplejszą odzież i idąc przez las dotarłam do ogrodzonego miejsca z kasą u wejścia, skąd „gęsiego”, po wąskich schodkach jakimś sposobem przytwierdzonych do omszałych skał wraz z innymi turystami schodziłam w dół. Znalazłam się w królestwie karpackiego krasu, w sercu Parku Narodowego Gór Apuseni. 
Miejscami było bardzo stromo, bo schodziłam w głąb wielkiego i głębokiego, krasowego „szybu”, czy „krateru”, jak kto woli.
  
                                 Strome, kręte zejście do Lodowej Groty


Idąc ubierałam się w swetr, potem polar, gdyż robiło się coraz chłodniej.
   
                                        Wejście do groty już widoczne


Na dnie „szybu” schodki przechodziły w pomost, który przez „bramę”- wielki otwór o wysokości 17 m i szerokości 24 m prowadził w czeluść, w głąb
Czegoś”…, a u wejścia do tego „Czegoś” zalegały płaty zlodowaciałego, poczerniałego śniegu. 
  
                    "Brama"- wejście do groty i resztki zeszłorocznego śniegu 


Z ciemności wionęło chłodem, a ja zobaczyłam przysłowiowy „zeszłoroczny śnieg”! To nie żadna bajka, on był naprawdę, a ja byłam ciekawa, co dalej zobaczę!

Przez „bramę” weszłam w mroczną głębię Wielkiej Sali. Szłam wolno śliską, drewnianą „groblą” na stawie, głębokim, czy płytkim – nie wiem, po którym pływały lśniące w nikłym świetle lampek przy poręczy szybki lodu i kawały kry.
   
                          W pobliżu "bramy" powitały mnie formy lodowe. 
   
         Ciemność, tajemniczość i ogrom Wielkiej Sali; trasa po drewnianych pomostach oświetlona nikłymi światełkami.


W zimnej ciszy, bo temperatura bliska 0 st.C, dalej „gęsiego”, wolno posuwałam się naprzód, w głąb jaskini, do „Kościoła”, głównej atrakcji Lodowej Groty.
   
                     Kościół, a może pałac Królowej Śniegu z baśni Andersena?

 „Kościół” to grupa ciekawie ukształtowanych i ułożonych, fantastycznie podświetlonych form lodowych. 
   

                                   Fantazyjne elementy lodowej budowli


Stanęłam i podziwiałam ten twór natury, jak ze starej baśni i pomyślałam, że to chyba jednak nie „Kościół”, a letnia rezydencja Królowej Śniegu, której lodowa postać jest wyraźnie widoczna wśród fantazyjnych kolumn w lodowej Sali, wież i innych brył.
 
                             Wieżyce pałacu i płaskorzeźba Królowej Śniegu


Oczywiście, każdy z oglądających miał uruchomioną własną wyobraźnię i podziwiał „swoją bajkę” - dla mnie to był letni pałac Królowej Śniegu, tytułowej bohaterki baśni Andersena.
   
                                     Pożegnalne spojrzenie na "cud Natury"


Mijając wolno różnego kształtu i wielkości kawały lodu, pływające w lodowatej wodzie lub wyglądające jak wielkie, odwrócone sople, szłam w stronę „bramy”. Było coraz jaśniej, więc widziałam skalne ściany groty.

                                          Wielka Sala i lód na powierzchni wody

   
                                 Forma lodowa w Wielkiej Sali Lodowej Groty


Zatrzymałam się i jeszcze jedno spojrzenie z daleka na lodowe baśnie i cudeńka, a grota - była potężna!
Objętość podziemnego lodowca według różnych szacunków sięga 75 000 do 100 000 m3, grubość 22 do 26 m, a wiek około 3800 lat.
Jego istnienie można wytłumaczyć poprzez uwięzienie zimnego i wilgotnego powietrza z zimowych miesięcy każdego roku w jaskini znajdującej się na wys.1165 m n.p.m., której głębokość osiąga 105 m, zaś długość ok. 700 m.
To fantastyczne dzieło natury, prawdziwy pomnik przyrody.
Obejrzałam tylko fragment groty udostępniony turystom do zwiedzania, który pozostawił na zawsze niezapomniane wrażenia.
   
                                     Opuszczałam Lodową Grotę...
   
                           Widziałam przysłowiowy "zeszłoroczny śnieg"


Opuściłam podziemny świat mijając „zeszłoroczny śnieg”.

                                  Lodowe cuda i baśnie stawały się wspomnieniem...
   
                           Wspinałam się po schodkach do lata, szłam do "realu"


 Wspinając się w górę, po schodkach wracałam do lata, w temperaturę 30 st C i zdejmowałam polarową bluzę.
Serpentynami zjeżdżałam z gór Apuseni ku dolinie rzeki Aries. 
Żegnały mnie widoki wapiennych grzebieni skalnych zdobiących lesiste grzbiety.
W dół, naprzód i dalej, do cywilizowanego świata rzeczy i spraw realnych!
Za mną, już w sferze wspomnień pozostały wspaniałe pejzaże górskie Karpat Zachodniorumuńskich, czasem wręcz niesamowite i baśń podziemnego świata.


Grudzień 2012 r.                                                                            Ewa Utracka

fot. Ewa Utracka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz