Bazylika i plac św. Piotra, Watykan; Rzym
AD LIMINA…
Moje pielgrzymowanie, przeżycia i rozmyślania u Progu Apostołów.
Rzym! Jakże
kocham to miasto! Błękit nieba, blask
słońca, ciepło, zapach rozczochranych pinii, leniwy Tyber;
Rzym antyczny –
urzekający prostotą, pełną
harmonii elegancją kolumn
i portyków Forum
Romanum, doskonałością proporcji Panteonu, malowniczością Koloseum
i Zamku Anioła;
Rzym
średniowieczny, dostojny i surowy, romański i
gotycki, jego kościoły i
klasztory z dziedzińcami
i podcieniami, domy,
uliczki i place;
Rzym
Cinquecento, włoskiego Renesansu,
radosny, barwny, taki ludzki…
Rzym – największy
skarbiec Europy…
Via Della Conzillacione wiedzie
mnie ad limina, do
Watykanu.
Powoli wyłania się
i potężnieje w
oczach Bazylika Św. Piotra, a
gdy wchodzę na
plac Św.Piotra zadziwia ogromem i
doskonałością, prostotą i pięknem.
Kolumnada
wokół placu ozdobiona
posągami zaprasza otwierając
ramiona do wnętrza świątyni.
Starożytny
obelisk pośrodku placu i monumentalna
fasada bazyliki budzą zachwyt
pielgrzyma.
I oto przekraczam
progi świątyni, stąpam
po cudownych posadzkach.
Ileż tu złocistego
światła! Czuję się pyłkiem,
niczym, w tej
przedziwnej przestrzeni wypełnionej Bogiem, przytłoczona ogromem
tego arcydzieła architektury; trudno mi
się skupić, pomodlić. Gdzieś,
obok mnie szmer rozmów,
przyciszone głosy przewodników
grup turystycznych i pielgrzymów
z całego świata,
szuranie tysięcy stóp, błyskają flesze…
Oto brązowy posąg
Św. Piotra Apostoła z
wysuniętą prawą stopą,
wytartą od dotyku
dłoni wiernych.
Oto
monumentalny, brązowy baldachim
nad grobem Księcia
Apostołów – dzieło Berniniego –
wsparty na „kręconych” kolumnach, nad nim
kopuła projektu Michała Anioła, po bokach
pełne złoceń papieskie
grobowce, kaplice, posągi
świętych…
Oto złoty ołtarz Tronu
Św. Piotra z wbudowanym – jak głosi tradycja – drewnianym tronem
Wielkiego Apostoła…
Po
schodkach schodzę do
grobu Św. Piotra, oświetlonego
lampami oliwnymi,
duszy
Bazyliki Jego imienia. Po krótkiej modlitwie – wracam.
I znowu cudne
mozaiki, ozdoby w kształcie
gałązek oliwnych, posągi świętych
stojące w loggiach, ołtarze – pod
jednym z nich, w kaplicy św. Sebastiana przygotowano
miejsce spoczynku dla
naszego, polskiego Papieża.
Wreszcie
„Pieta”- dzieło Michała
Anioła zabezpieczone kuloodporną
szybą od czasu zamachu szaleńca. Przed cudowną
rzeźbą z białego, kararyjskiego marmuru,
zafascynowany, jak zawsze, tłum.
Maryja, wiecznie młoda,
spoczywając na skale
trzyma w ramionach
ciało Syna…
Prostota,
skromność, wymowa… Jakże pełne
zwykłego, ludzkiego uczucia
i symbolicznego wyrazu
jest to arcydzieło! W atmosferze niezwykłości
i świętości tego
miejsca budzącego wielki
szacunek u wszystkich, wśród
tylu cudownych dzieł
sztuki z wielu
epok traci się
poczucie czasu. Ogrom
świątyni uświadamia potęgę
wiary i Kościoła, który trwał
pomimo prześladowań, zawieruch dziejowych, politycznych i trwa
nadal.
Wychodzę na
światło dzienne przez
jedno z pięciu wyjść, z których najważniejsze są
Święte Drzwi, otwierane tylko
w Roku Świętym.
Stoję na
placu Św. Piotra i
wiem, że jeśli jeszcze
będzie mi dane
przekroczyć progi tej
Bazyliki, to będą towarzyszyć
mi te same
przeżycia i uczucia, bo to miejsce nie ma sobie
równych!
Z myślą o
licznych odwiedzających grób Papieża Jana Pawła II otwarto specjalną,
podziemną trasę od strony Muzeów Watykańskich wiodącą do Grot Watykańskich,
czasowego miejsca pochówku naszego wielkiego Rodaka.
Wolno sunie kolejka pielgrzymów, turystów, chrześcijan
innych obrządków, wyznawców różnych religii; jednych przywiodła tu ciekawość,
innych – chęć oddania pokłonu jednemu z największych myślicieli naszej epoki, jeszcze innych – potrzeba cichej modlitwy, wniknięcia we własne
sumienie, a wielu - zadumy nad przemijaniem…
Każdy zatrzymuje się na chwilę przed skromną, marmurową płytą z napisem „Joannes
Paulus II”. Dla wielu z tych przybyszów Papież wciąż żyje, czeka, a oni Go
odwiedzają...
„Szukałem was, a
teraz wy przyszliście do mnie. Dziękuję
wam za
to”…
Zawsze
gromadził przy sobie masy ludzkie, przemawiał do
nich, uczył, modlił się z nimi
i śpiewał w ich językach; często
żartował, czasem gromił, a przede
wszystkim zawsze znajdował drogę do ludzkich
serc i sumień. Widziałam i
słyszałam to.
W ostatnich
dziesięcioleciach, a szczególnie
za pontyfikału Jana Pawła II, możliwości oddziaływania
na szerokie rzesze
ludzi wzrosły niewspółmiernie
dzięki mediom elektronicznym i
ułatwieniom komunikacyjnym.
Przystaję z boku i spoglądam na twarze pielgrzymów
pogrążonych w modlitwie, w zadumie, w
podziwie, na wyraz ich oczu: oni już zdecydowali o Jego świętości;
zdają się modlić „do Niego”, a nie „za
Niego”; Santo subito!
W pierwszych wiekach
chrześcijaństwa właśnie tak to się odbywało: vox populi, vox
Dei! Papież Benedykt XVI spełnił
to oczekiwanie wiernych i ogłosił rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego swego
Poprzednika na tronie Piotrowym już w miesiąc po uroczystościach pogrzebowych, 13 maja – to ważna data w życiu
naszego Papieża i – naszym…
Pomimo uproszczenia przez Niego reguł procesów
beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego duchowni i świeccy eksperci wykonali ogromną
pracę przy analizowaniu wszystkich pism, tych publikowanych i niepublikowanych,
całej spuścizny naukowej i literackiej, przesłuchano wielką ilość świadków,
by stwierdzić, że „Sługa Boży wypełniał
cnoty chrześcijańskie w stopniu heroicznym”. A cud?
Dla nas, wiernych Kościoła Katolickiego, zdarza się on
każdego dnia, od z górą sześciu lat… „Setki
nas suną przez Groty…”
Czerwiec, 2008r
Audiencja w Bazylice; spotkanie polskich grup
z papieżem Janem Pawłem II ( sierpień 1990r)
Audiencja w Bazylice Św.Piotra (sierpień 1990r)
Wnętrze Bazyliki; jeden z ołtarzy
Wnętrze Bazyliki Św.Piotra
Polska grupa na placu Św. Piotra
fot. Ewa Utracka
Post scriptum
Minęło dziewięć lat od pamiętnego wieczora, 2 kwietnia
2005r, kiedy Jan Paweł II,
nasz polski, słowiański Papież „przeszedł do Domu
Ojca”…i oto teraz, dziś, 27 kwietnia 2014r, wraz z Janem XXIII, zwanym Dobrym
Papieżem, Papieżem Pokoju, podczas mszy kanonizacyjnej w Watykanie zostali
wyniesieni na ołtarze świątyń rzymsko - katolickich całego świata, dla swego
życia, działalności, swych ponadprzeciętnych cech, uczczeni i upamiętnieni…
Ceremonii dopełnił Papież Franciszek w obecności
emerytowanego, sędziwego Papieża Benedykta XVI, współpracującego jeszcze nie
tak dawno temu z Janem Pawłem II, którego po śmierci beatyfikował, w asyście
kapłanów ze wszystkich kontynentów.
Dla nas, Krakowian starszego pokolenia, a szczególnie
mieszkańców Nowej Huty, w zamierzeniach komunistycznej władzy „miasta bez
Boga”, dzień 27 kwietnia kojarzył się dotąd z innym wydarzeniem: z obroną prawa
do własnego światopoglądu - wyznania i praktyk religijnych, własnej świątyni i
szacunku dla Krzyża – symbolu naszej wiary.
Przypadki z dnia 27 kwietnia 1960r w efekcie łączyły
się z wieloma ofiarami ze strony ludzi pracy i ich rodzin przybyłymi tu „za chlebem”
z różnych rejonów kraju, także tymi wyrosłymi w cieniu Krzyża mogilskiego, w
postaci dotkliwych kar i prześladowań ze
strony władzy ludowej.
W tym czasie biskupem pomocniczym Krakowskiej Kurii
Metropolitalnej był
ks. profesor Karol Wojtyła – jeszcze kilka lat
wcześniej skromny wikary z Niegowici i krakowskiej parafii św. Floriana,
prowadzący duszpasterstwo akademickie, następnie wykładowca i profesor teologii
i filozofii, nazywany przez swych młodych towarzyszy wędrówek pieszych i
narciarskich oraz spływów kajakowych, dla bezpieczeństwa przed „bezpieką” –
„wujkiem”. Nauczyciel akademicki – wymagający lecz życzliwy i przyjacielski,
dużo czasu poświęcał pracy z młodzieżą, chętnie uprawiał sport ale też wiele
cennych chwil przeznaczał na publicystykę, pracę naukową i twórczość literacką
– pisał pełne refleksji, czasem mistycyzmu wiersze i dramaty.
Znajdował także czas na kontakty z krakowską
inteligencją i środowiskiem artystycznym.
Dzięki swej pracowitości i działalności naukowej,
mądrym, doskonale przemyślanym wystąpieniom podczas Soboru Watykańskiego II,
zwołanego przez Papieża Jana XXIII zyskał powszechne uznanie uczestników tegoż
Soboru i szacunek dla ogromu wiedzy i dorobku naukowego, doświadczeń i
poglądów. Papież Paweł VI przyznał Mu wysokie stanowiska w Kościele mimo młodego jeszcze wieku - arcybiskupa
metropolity Krakowa i następnie kardynała. Przez te wszystkie bardzo trudne
lata spędzane między Krakowem, Lublinem (wykładowca na KUL-u) i Rzymem, ile
tylko mógł, przebywał z młodymi ludźmi umiejąc trafiać do ich umysłów i serc.
Wezwanie na konklawe po śmierci Papieża Pawła VI zastało ks. kardynała Wojtyłę
z kolejnym pokoleniem młodych, latem 1978r na spływie kajakowym. Pontyfikat
nowo wybranego Jana Pawła I był krótki – trwał 33 dni.
Po okresie żałoby odbyło się następne konklawe i do
Ojczyzny „wujek” przyjechał już jako Papież – Pielgrzym, Jan Paweł II, 1
czerwca 1979r.
Przeżywałam wydarzenia II poł. lat 70-tych, kiedy to
nasze codzienne życie stawało się coraz trudniejsze i biedne, kolejki po
wszystko, co było potrzebne do życia – coraz dłuższe, żyło się szybciej, bo
wydarzenia w kraju i na świecie -
niewątpliwie coraz ciekawsze - szybko następowały po sobie, aż osiągnęły swoje
apogeum: powstała Solidarność, a z nią pojawiła się nadzieja na poprawę losu,
potem dramat stanu wojennego, smutne, szare lata 80-te i przemiany polityczno –
społeczne końca XXw i początku XXIw. Nieraz zadawałam sobie pytanie – jak
wyglądałby dziś świat i Polska bez tego niezwykłego, blisko 27- letniego
pontyfikatu Jana Pawła II, Papieża „słowiańskiego”, z dalekiego kraju?
Niezwykłego – bo wyszedł do ludzi, by zobaczyli „Piotra naszych czasów”,
dotykali Jego rąk, odzieży – widziałam, jak ludzie garnęli się do Niego, stąd
ślady palców na ramionach i barkach białej sutanny, słuchali słów homilii,
modlili się z Nim, śpiewali pieśni – cieszyli się z bliskości swojego Papieża.
A te rozśpiewane spotkania z krakowską młodzieżą, a
żarty i przekomarzania, wywołujące radosny śmiech młodych, śpiew i modlitwy z
tymi tysiącami pod „oknem papieskim” na Franciszkańskiej 3 nawet wtedy, gdy
przeszkadzał Mu wiek i schorzenia.
Zawsze towarzyszyły Mu tłumy, także i na dzisiejszej
ceremonii – około osiemset tysięcy w Rzymie i Watykanie, a przed telebimami na
kościelnych placach i dziedzińcach, przed telewizorami, przy odbiornikach
radiowych zasiedli ludzie różnych ras, kolorów skóry, o różnym wykształceniu i
poglądach, zdrowi i chorzy, starzy i młodzi – na wszystkich kontynentach Ziemi
– setki milionów. A wszystko to, by uczcić Autorytet Moralny, Serce i Sumienie
świata i Godności osoby ludzkiej, człowieka skromnego, radującego się
szczęściem bliźnich, cierpiącego, zapatrzonego w Krzyż, który dzierżył do
ostatniego tchu, przybyłego z małego kraju, odległego od wielkich centrów
władzy – Tego, Który poruszył świat.
Ewa Utracka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz